Wice-Tusk
Jacek Cichocki, niedawny szef MSW, obecnie kierujący Kancelarią Premiera, wyrasta na drugą osobę w układzie władzy
Socjolog, absolwent UW, a wcześniej liceum im. Konopnickiej ze stołecznego Mokotowa. Jacek Cichocki (rocznik 1971) wydaje się cudownym dzieckiem III RP, choć w swojej karierze zaliczył również krótki romans z jej czwartą odsłoną. Jako dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich kilka lat temu należał do osób szczególnie wysoko cenionych przez śp. Lecha Kaczyńskiego. Prezydent nie tylko przyznał mu Złoty Krzyż Zasługi w 2006 r. Również traktował po przyjacielsku i często opierał się na opiniach młodego analityka w kwestiach dotyczących polityki wschodniej. Cichocki zaskarbił sobie też przyjaźń i zaufanie Marii Kaczyńskiej. Jak wspominała Lena Dąbkowska-Cichocka (żona Marka, niegdysiejszego doradcy Lecha Kaczyńskiego i żadnego krewnego bohatera tekstu!), wizyty dyrektora OSW w pałacu były przez pierwszą damę szczególnie cenione. Cichocki potrafił błyskotliwie wyjaśnić zawiłe procesy polityki światowej, stojąc przy jednej z map w salach prezydenckich. Mimo to kariery za rządów PiS nie zrobił. Dziś politycy tej formacji mówią o nim z przekąsem, choć bez wyraźnej niechęci (wszak polityczna gwiazda ministra wzbiła się wysoko i nadal świeci przy premierze Tusku). Nie wiadomo jednak, czy jeśli obie zgasną, to w tym samym czasie.
Młody, wykształcony, z dużego miasta
Jacek Cichocki od lat należy do kręgów warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej – działał w tym środowisku i do dzisiaj jest z nim ściśle związany. Nieoficjalnie wiadomo, że stołeczni KIK-owcy tworzą rodzaj „towarzystwa wzajemnej adoracji". Popierają się i pomagają sobie w trudnych chwilach. Z tego środowiska wywodzi się Tadeusz Mazowiecki, przez wiele lat związany był z nim również obecny doradca prezydenta do spraw społecznych Henryk Wujec. Pierwsze kroki w działalności publicznej Cichocki stawiał w związanej z dawną Unią Wolności i „Gazetą Wyborczą" Fundacji Batorego. Jednocześnie, kiedy miał niewiele ponad 20 lat, zajął się działalnością badawczą w Ośrodku Studiów Wschodnich. – To taki analityczno-urzędniczy ośrodek, z którego rzadko kto lądował w polityce – ocenia były urzędnik w czasach premier Hanny Suchockiej.
Paweł Kowal mówił w jednym z wywiadów, że do OSW garnęli się zdolni młodzi ludzie, których starsi, bardziej doświadczeni koledzy szybko zaczęli namawiać, by „poszli do polityki i zrobili coś dla kraju". Przyszły szef MSW zajmował się analizą sytuacji politycznej i społecznej w krajach byłego Związku Sowieckiego. Można się spotkać z nieoficjalnymi opiniami, że wówczas właśnie stał się oficerem polskiego wywiadu. Ale jeden z ekspertów ds. bezpieczeństwa państwa w czasach rządu Jarosława Kaczyńskiego powątpiewa w taki scenariusz.
– Ewentualna współpraca z wywiadem to możliwe. Ale oficer, i to wysoki? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Cichocki musiałby przejść kurs oficerski w ośrodku szkolenia w Starych Kiejkutach albo trzeba byłoby dorobić mu jakąś legendę, na przykład pod pozorem wyjazdu zagranicznego – twierdzi ekspert. Zdaniem posła Tomasza Kaczmarka (agenta Tomka) służbami specjalnymi Cichocki zaczął zajmować się niczym „przybysz z Marsa". – W OSW uprawiano to, co się nazywa białym wywiadem. Czyli analizę powszechnie dostępnych informacji. Nigdy nie nazwałbym tego solidnym przygotowaniem do poruszania się w świecie tajnych służb. To, czym zajmował się w Ośrodku Cichocki, to naprawdę żadna wyższa szkoła jazdy – uważa były as Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Mimo tych zastrzeżeń Ośrodek Studiów Wschodnich od początku znajdował się w polu zainteresowania wywiadu.
Rosjanie bez ogródek nazywają wręcz rządowy think tank filią polskiej Agencji Wywiadu, kierowanej przez gen. Macieja Hunię. Po tragicznej śmierci Marka Karpia (zginął w 2004 r. w tajemniczych okolicznościach w wypadku z udziałem białoruskiego tira) Cichocki zastąpił go na stanowisku dyrektora Ośrodka. W listopadzie 2007 r., kilka miesięcy po objęciu władzy przez PO, wszedł do rządu Tuska. Z przytupem, jako sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych.