Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Lwów jest polski!

Marcin Hałaś

Warto powtarzać to zdanie dzisiaj, kiedy tzw. polityka wschodnia naszego państwa została sprowadzona do jednej zasady: kiedy plują – udajemy, że pada deszcz

15marca minie 90. rocznica mało dziś pamiętanego wydarzenia: uznania przez Radę Ambasadorów polskiej suwerenności w Galicji Wschodniej. Tym samym pointę zyskał piękny rozdział naszej historii, umownie nazywany obroną Lwowa. Dzisiaj okazuje się, że Lwowa wciąż trzeba bronić – przed ordynarnym fałszowaniem historii tego miasta, przed rugowaniem polskości z jego historii. A także – przed biernością i niemocą polskich elit, które nie potrafią upomnieć się o podstawowe przysługujące nam prawa. Przyszedł już chyba najwyższy czas, aby zrewidować polskie paradygmaty dotyczące partnerstwa z Ukrainą. Zapewne nie utrzymywalibyśmy z Niemcami przyjaznych, dobrosąsiedzkich stosunków, gdyby na przykład w Dreźnie stawiano pomnik Heinricha Himmlera. Dlaczego więc nie reagujemy, kiedy w miastach dzisiaj leżących na terenie Ukrainy wznosi się pomniki ideologów i współsprawców ludobójstwa, jakiego w czasie II wojny światowej dopuścili się na Polakach (i Żydach) ukraińscy nacjonaliści?

Pokąsanie Giedroyciem

Od 1989 r. polska polityka wschodnia obciążona jest syndromem, który najlepiej określić mianem „pokąsania Giedroyciem". To na ideach legendarnego redaktora paryskiej „Kultury" zbudowana została koncepcja naszej polityki względem Ukrainy. Zgodnie z nią Polska powinna pełnić rolę rzecznika Ukrainy w strukturach Unii Europejskiej, być lobbystą jej przystąpienia nie tylko do UE, ale również – w przyszłości – do NATO. Polskie elity tak przejęły się tą misją, że nie zauważyły, iż polsko-ukraińskie partnerstwo od dawna przypomina stosunki pary, w której jedna strona głaska po główce, druga zaś – bije tępą pałką. Taki stan rzeczy zgodnie akceptują politycy SLD, PO i liderzy PiS, co jest zapewne jedyną sytuacją w historii III RP, kiedy ugrupowania te solidarnie prezentują taką samą postawę.

Lwów to miasto-symbol. Trudno wyobrazić sobie miejsce bardziej związane z polskością: z polską historią, kulturą, tożsamością. Współcześnie przestaliśmy już w pełni zdawać sobie z tego sprawę. Dzisiaj wizja Rzeczypospolitej bez Lwowa jest łatwa i oczywista, jawi się wręcz jako naturalny porządek rzeczy. Tymczasem prawie 60 lat temu wyobrazić sobie Polskę bez Lwowa znaczyło mniej więcej tyle, ile wyobrazić sobie nasz kraj bez Krakowa czy Warszawy. To było przecież jedno z trzech–czterech najważniejszych dla naszej kultury i tożsamości miast. Tam biło serce Polski. Zrezygnować z tej tradycji, ze świadomości polskości Lwowa, oznacza rezygnację z ważnej części naszej narodowej tożsamości.

Jak za Sowietów

Tymczasem od 1990 r. polscy politycy pozwalają na „wycinanie" z Lwowa polskości przez Ukraińców. To akt agresji – propagandowej, historycznej, kulturowej, która z polskiej strony zamiast oporu spotyka się z akceptacją albo wręcz wsparciem. Poświęcamy w tej grze nie tylko imponderabilia, ale również realne interesy polskiej mniejszości na obecnym terytorium Ukrainy. Zabrzmi to niewiarygodnie, niemniej stwierdzenie jest prawdziwe: sytuacja Polaków we Lwowie nie zmieniła się od czasów sowieckich. Przynajmniej jeżeli brać pod uwagę liczbę czynnych katolickich świątyń. W chwili upadku Związku Radzieckiego i powstania państwa ukraińskiego kościołom, zamienionym w czasach komunizmu na różne „obiekty użyteczności publicznej" – od muzeów i galerii sztuki do sal gimnastycznych, sklepów meblowych i dyskotek – przywracano funkcje sakralne. Większość z nich trafiła w ręce Cerkwi greckokatolickiej, co wydaje się zrozumiałe – dzisiaj unici stanowią we Lwowie większość. Ale świątynie przekazywano także niewielkim kościołom protestanckim, dopiero powstającym we Lwowie dzięki działalności zagranicznych misjonarzy. Żadnego kościoła nie zwrócono jedynie Polakom, a precyzyjniej – Kościołowi rzymskokatolickiemu. Polska społeczność odbyła dwie spektakularne batalie o zwrot dwóch kościołów – św. Elżbiety i św. Marii Magdaleny. W obu przypadkach bezskutecznie. Zwrot kościoła św. Elżbiety osobiście blokował zaraz po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości ówczesny wojewoda lwowski Wiaczesław Czornowił – w czasach sowieckich dysydent, po 1990 r. jeden z ludzi, którzy przyczynili się do odrodzenia ideologii ukraińskiego nacjonalizmu na terenie dawnej Galicji, człowiek, którego przyjacielem nazywali Jacek Kuroń i Adam Michnik.

Poprzednia
1 2 3 4

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy