Bobby kontra życie, czyli obrona Fischera
Fischer igrał z całym światem. Grał, wygrał i... zniknął
20 lat później
Hasło FIDE to „Gens Una Sumus" (jesteśmy jedną rodziną). Tylko że ta „rodzina" nigdy Bobby'ego nie przygarnęła, choć bardzo tego potrzebował. Uczyniła to dopiero w 2005 r. wybaczająca dobra Islandia, która zaproponowała mu obywatelstwo, i to w momencie, gdy w Stanach Zjednoczonych został uznany za przestępcę. Stało się to w 1992 r., gdy Fischer ze Spasskim rozegrali mecz rewanżowy w ogarniętej wojną byłej Jugosławii – na Wyspie św. Stefana (Czarnogóra) i w Belgradzie. Bobby'emu towarzyszyła tam Zita Rajcsanyi, która w dniu swych 19. urodzin została przedstawiona jako jego narzeczona. Jeden z jego przyjaciół twierdził, że pobrali się przed rozpoczęciem meczu. Mecz, z pulą nagród w wysokości 5 mln dol., rozegrano poza strukturami FIDE. Toczył się według regulaminu uzgodnionego przez obu graczy – do 10 zwycięstw. Fischer wygrał go w stosunku 10:5 (15 partii zakończyło się remisem).
Rozgrywając ten mecz, Fischer złamał amerykańskie przepisy, które nałożyły na Jugosławię sankcje gospodarcze. Przewidywały one za to przewinienie karę do 10 lat więzienia i do USA Fischer powrotu już nie miał. 13 lipca 2004 r. na wniosek prokuratora federalnego za pośrednictwem Departamentu Stanu USA został zatrzymany w Japonii na lotnisku Narita. Oficjalnym powodem było posługiwanie się nielegalnym paszportem USA podczas próby wejścia na pokład samolotu lecącego do Manili. Dziewięć miesięcy spędził w japońskim areszcie. W marcu 2005 r. przyjął obywatelstwo Islandii, zrzekając się amerykańskiego, więc Japonia odmówiła jego deportacji do USA. W lipcu udał się na Islandię, gdzie pozostał do końca życia. Ci, którzy spotykali Fischera w ostatnich latach jego życia, twierdzą, że choć odsunął się od szachów, był człowiekiem szczęśliwym. Czy na pewno?
Życie po życiu
Zmarł 17 stycznia 2008 r. w wieku niespełna 65 lat w szpitalu w Reykjaviku z powodu niewydolności nerek. Pochowany został w Selfoss, ale i po śmierci nie zaznał spokoju. W 2010 r. za zgodą Sądu Najwyższego Islandii ekshumowano jego ciało, by ustalić, czy był ojcem filipińskiej dziewczynki Jinky Young. Nie był. Nie zostawił testamentu. O majątek wart 2 mln dol. toczy się spór z udziałem byłej żony, dwóch kuzynów i amerykańskiego urzędu podatkowego.
W 2011 r. HBO wyprodukowało film dokumentalny w reżyserii Liz Garbus „Bobby Fischer kontra reszta świata". Była to próba wejścia w jego ukrywaną przed całym światem prywatność. W Polsce film pokazano na festiwalu PLANETE+ DOC. Chociaż nie zauważyłem w sali kinowej zbyt wielu szachistów, po seansie widzowie długo bili brawo, a film przez wiele dni prowadził w plebiscycie publiczności. Nie wygrał zapewne jedynie dlatego, że miał tylko dwa pokazy. Aż dziwne, że dotąd nie powstał film fabularny o „meczu stulecia". Ale powstaje! Nosić ma tytuł „Pawn Sacrifice", a w rolę Fischera wcieli się Tobey Maguire.
O Fischerze krąży mnóstwo anegdot. Jedna z moich ulubionych to ta o cukierkach. W czasie jednego z turniejów z udziałem publiczności w jednym z pierwszych rzędów zasiadła mała dziewczynka z torbą pełną cukierków i zaczęła wcinać je bez opamiętania. Fischer kilka razy w czasie granej przez siebie partii groźnie łypnął na nią okiem, bo szelest rozwijanych papierków koszmarnie go dekoncentrował, ale dziewczynka najwyraźniej nie zamierzała reagować na te zaczepki. W końcu nie wytrzymał i głośno zwrócił się do małej intruzki: „Przestań wreszcie jeść te cukierki!". „To dopiero drugi" – zripostowała dziewczynka. „Kłamiesz! – syknął Bobby. – To już siódmy! Liczyłem!".
Co nam pozostawił?
Setki niezwykłych partii i wiele oryginalnych idei, ale także swój wynalazek – „zegar Fischera", bez którego nie byłoby dziś nowoczesnego sposobu mierzenia czasu szachowych partii. Także „szachy Fischera", oparte na pomyśle losowania początkowego ustawienia figur. Ale przede wszystkim pozostawił... żal, że tak nagle zniknął i nie pozwolił nacieszyć się swoim talentem w momencie największego jego rozkwitu. A przecież wybaczono by mu wszystkie ekstrawagancje!