Fasadowa demokracja
Wybory do Sejmu pozorują demokrację, ponieważ obywatele w istocie ani nie wybierają posłów, ani sami nie mogą być wybierani
Polacy są w praktyce pozbawieni biernego prawa wyborczego. Nie mogą bowiem jako obywatele wystartować w wyborach do Sejmu. W Wielkiej Brytanii, aby wystartować w wyborach do parlamentu, trzeba się zgłosić osobiście z podpisami poparcia 10 obywateli ze swojego okręgu. Trzeba też wpłacić kaucję w wysokości 500 funtów, która jest zwracana, jeśli kandydat uzyska co najmniej 5 proc. ważnie oddanych głosów. Jego nazwisko umieszczane jest na ułożonej alfabetycznie liście, gdzie nie podaje się nazwy partii politycznej kandydata. Może on wystartować jako kandydat niezależny. Wygrywa ten, kto uzyska najwięcej ważnie oddanych głosów.
W Polsce obywatel, który chce zostać posłem, musi być zgłoszony na partyjną listę wyborczą. I to takiej partii, która w skali kraju uzyska co najmniej 5 proc. ważnie oddanych głosów. Nawet gdyby stworzył własną listę wyborczą wraz z kilkunastoma innymi chętnymi, zdobył 3 tys. podpisów poparcia i głosowaliby na niego wszyscy wyborcy przy 100-procentowej frekwencji, nie zostałby posłem. W praktyce nasz obywatel musi się znaleźć na liście wyborczej którejś z ogólnopolskich partii. Zatem jego kandydaturę musi zaakceptować kierownictwo danej partii. Bez ich zgody jego konstytucyjne prawo do kandydowania do Sejmu jest fikcją. W istocie więc o składzie personalnym Sejmu decyduje od kilkunastu do kilkudziesięciu osób ze zoligarchizowanych kierownictw kilku partii. Obywatel głosuje tylko na tych, których już wybrały partyjne oligarchie. To jest fikcja czynnego prawa wyborczego. To nie jest parlamentarna demokracja. To parlamentarna „oligarchia wyborcza", by użyć określenia Michaela Hudsona.
Wyborcy tak naprawdę głosują na medialne wizerunki partii. Okręgi bowiem są duże. Liczą od 574 tys. do 1,5 mln wyborców.
W Polsce obywatel głosuje tylko na tych, których wcześniej wybrały partyjne oligarchie
To nie Wielka Brytania, gdzie w 60-tysięcznym okręgu można zorganizować kampanię bez mediów. W Polsce bez dostępu do nich szanse wyborcze są znikome. Dzięki ordynacji proporcjonalnej system medialny stał się częścią systemu politycznego. Dlatego media współdecydują – i to zasadniczo – o składzie partyjnym Sejmu. Mając do dyspozycji media, można zasadniczo wpływać na skład Sejmu. Można rozgrywać polską scenę polityczną specjalnie przygotowanymi kampaniami medialnymi, zarówno pozytywnymi kreacjami wizerunków partii i ich liderów, jak i nade wszystko negatywnymi, aż po czarne.
Ta ordynacja wyborcza jest mechanizmem negatywnej selekcji polskich elit politycznych i państwowych, ponieważ przede wszystkim powiela, odtwarza i reprodukuje stan zastany. A jego punktem wyjścia były dobrane prawem kaduka elity tzw. Okrągłego Stołu. Samopowielanie i samoreprodukcja polskich elit politycznych trwa prawie od ćwierćwiecza. Poza tym obecna ordynacja stale pogarsza skład tych elit. Układanie list wyborczych przez kierownictwa partyjne sprzyja bowiem „miernym, biernym, ale wiernym". Już sam kanapowy charakter polskich partii uniemożliwia pozytywną selekcję. Nie ma z czego wybierać. Partyjni wodzowie i ich dwory eliminują zaś ze swego otoczenia wszelką niepokorność i samodzielność, stawiając na wiernych. Ten mechanizm negatywnej selekcji obejmuje potem całe państwo. Zwycięskie partie w Sejmie mają bowiem bezpośredni i pośredni wpływ na obsadę nawet do 50 tys. stanowisk w państwie i gospodarce.
Tylko większościowa ordynacja wyborcza oparta na jednomandatowych okręgach przywraca bierne prawo wyborcze obywateli. Tylko taka ordynacja stwarza każdemu z nich rzeczywistą możliwość kandydowania do Sejmu. Jako obywatelowi, który sam podjął decyzję o skorzystaniu z przysługującego mu konstytucyjnego prawa do bycia posłem. I nikt go w tym prawie swoją wolą nie może ograniczyć. Ordynacja JOW przywraca również w pełni czynne prawo wyborcze, gdyż obywatele wybierają spośród tych, którzy mieli pełną możliwość zgłoszenia swoich kandydatur. Nie ma oligarchicznej selekcji kandydatów, wybierania tych, na których obywatele mają dopiero prawo głosować. Czynne prawo wyborcze ma rzeczywistą demokratyczną treść. I nie jest fasadowym głosowaniem.