Dziesiąty palec Mao
Większość archiwów komunistycznych Chin jest wciąż niedostępna. Świat jeszcze przez wiele lat nie pozna prawdy o milionach ofiar epoki Mao Zedonga
Na przełomie lat 50. i 60. komunistyczny przywódca miał w Państwie Środka władzę nieograniczoną. Choć wzorem Stalina nie mordował swoich oponentów, potrafił utrzymywać ich w szachu. Jeśli go oszukiwali, to tylko za plecami. Z właściwą sobie iście konfucjańską maestrią potrafili robić dobrą minę do złej gry. Żeby przeżyć. Niestety, milionom ich rodaków to się nie udało. Właściwie cały chiński komunizm polegał na wielkim kłamstwie. Fałszowano statystyki i naginano je do przyjętych odgórnie założeń. Wyolbrzymiano osiągnięcia w walce ze szkodnikami w przyrodzie i normy przekraczane na wielkich budowach komunizmu. A przy tym ukrywano miliony ofiar, jakie pochłaniało szaleństwo największej w dziejach świata społecznej inżynierii. Na jednej z narad w 1958 r. Mao przekonywał do swoich racji słuchających go z zapartym tchem, ale i strachem w oczach prowincjonalnych komunistów. Dowodził, jak ważny jest fakt, iż człowiek dysponuje dziesięcioma palcami. Można ich z łatwością użyć w służbie propagandy. Wystarczy pokazywać dziewięć z nich, uznając je za symbol sukcesów i osiągnięć. A tylko jeden – dziesiąty – pozostawić dla niepowodzeń. Filozoficzne metafory zawsze stanowiły specjalność ojca chińskiego komunizmu. Miały utwierdzić jego wiernych towarzyszy w przekonaniu, że linia komunistycznej partii jest niezmiennie słuszna i prowadzi w stronę maoistowskiego raju. Nawet jeśli na skutek pomysłów Mao dziesiątki milionów ludzi głodowały, nikt nie powinien wątpić w ostateczny sukces. To wizja powszechnego, czerwonego dobrobytu była istotna, nie zaś mordercza codzienność w walce o przetrwanie.
W historii komunistycznych Chin badacze przyjęli nazywać ten okres Wielkim Skokiem. Książka jednak nosi tytuł „Wielki głód", choć określenie to okazuje się nie do końca precyzyjne. Bo ludzie masowo umierali nie tylko z głodu. Również podczas nieludzkich tortur, linczowani przez rozbestwiony tłum albo sami odbierali sobie życie. Wydana przez Czarne pasjonująca książka holenderskiego historyka i znawcy ChRL Franka Dikoettera weryfikuje liczbę ofiar, jakie pochłonęły lata 1958–1962. Okazuje się, że zginęło wówczas 45 mln Chińczyków, a nie –jak przyjmuje się dotąd – ponad 30 mln. To cena sukcesu dziewięciu palców przewodniczącego Mao. Aż ciarki przechodzą na myśl o bilansie, gdyby do osiągnięć największy w dziejach masowy zbrodniarz komunistyczny dołączył ostatni, dziesiąty palec.
Dikoetter pokazuje olbrzymią skalę zniszczeń w gospodarce, rolnictwie, środowisku. Upadały fabryki, miasta zamieniały się w składowiska wybrakowanych towarów, a robotnicy żyli w warunkach urągających ludzkiej godności. Z głodu umierały całe wsie i przeżyć często zdołał tylko ten, kto w odpowiedniej chwili zdążył uciec. Szaleństwo centralnego planowania – wbrew logice i rzeczywistości – zbierało swoje śmiertelne żniwo. Mimo propagandowego teatru Mao Zedong musiał zdawać sobie z tego sprawę. Po kilku latach łaskawie się zgodził, by komunistyczni stratedzy zastąpili zbrodniczy i wyniszczający naród Wielki Skok bardziej wyważonymi działaniami. On sam bowiem potrzebował nowych wyzwań, kolejnych ofiar. Dlatego już po kilku latach zainicjował proletariacką rewolucję kulturalną. Chiny czekał przewrót w myśleniu i niszczenie tradycyjnej kultury na skalę niespotykaną w dziejach ludzkości. Zainicjowany wówczas kult jednostki przetrwał do dziś.
Paradoksalnie – to zbrodnie i szaleństwa Mao stworzyły najbardziej kapitalistyczne społeczeństwo współczesnego świata.
Frank Dikoetter
Wielki głód. Tragiczne skutki polityki Mao
1958 – 1962 Czarne