Jedź, Adaś, jedź!
Adam Małysz nigdy nie wylał tyle szampana co podczas zakończenia Rajdu Dakar w chilijskim Santiago
Jak na osobę, która startuje w rajdach od zaledwie dwóch lat i ukończyła drugi w życiu Rajd Dakar, to doskonała lokata. Na dodatek osiągnięta przez zespół stworzony zaledwie rok wcześniej! Małysz wybrał się na rajd autem, którego prawie nie znał, wcześniej przejechał nim raptem 150 km, a po raz drugi zobaczył je na linii startu Rajdu Dakar. – Na 15-kilometrowym prologu, gdzie auta startują co minutę, wyprzedziliśmy dwa czy trzy samochody. Pamiętam, że powiedziałem do pilota: Rafał, jak to zapiernicza! Pomyślałem, że ten samochód jest zbyt dobry dla takiego jak ja nowicjusza. Miałem obawy, czy sobie z nim poradzę. Jednak po dwóch etapach miałem już nad autem pełną kontrolę – opowiada Małysz.
Adam późno rozpoczął samochodową karierę: za kierownicą rajdówki zasiadł dopiero w dojrzałym wieku, mając 33 lata. Pilot i nauczyciel Małysza, Rafał Marton, precyzuje, że Adam intensywnie trenował jedynie w ostatnim roku. Zaczął nadrabiać zaległości, zdobywał doświadczenie i z czołówką rajdowców jechał jak równy z równymi. – Każdy z tych kierowców ma przynajmniej 10-letnie doświadczenie w wyścigach. Zawodnicy zajmujący miejsca od ósmego do powiedzmy szesnastego mogą zamieniać się ze sobą lokatami w zależności od tego, kto ma więcej szczęścia lub pecha. Np. Lucio Alvarez w ostatnich trzech dniach przeskoczył z miejsca 16. na 10. Robby Gordon wyprzedził nas ostatniego dnia o blisko 30 minut. Geoffrey Olholm dachował i całą noc spędził przy samochodzie, ale akurat ten odcinek został odwołany, więc pojechał w imprezie dalej i zajął 11. miejsce. Podobnie Carlos Sousa, zniszczył chłodnicę, ale akurat ten odcinek został odwołany. Sousa ostatecznie zajął szóste miejsce. Gdybyśmy przycisnęli, zaryzykowali, moglibyśmy znaleźć się w pierwszej dziesiątce. Ale 15. miejsce to był bezpieczny, wypracowany wynik, który się nam należał – przekonuje Marton. Przed rajdem polscy kierowcy deklarowali, że chcą znaleźć się w pierwszej dwudziestce. Dlatego Adam był pod wrażeniem wyniku: – Jak przejechaliśmy metę, powiedziałem do Rafała, że mamy przes..., bo spełnić rozbudzone oczekiwania publiczności i sponsorów nie będzie łatwo. Mamy świadomość, że poprawienie lokaty nawet o kilka oczek będzie bardzo trudne, bo jako konkurentów mamy już tylko profesjonalistów najwyższej klasy.
Małysz doskonałe miejsce zawdzięcza treningom, którym podporządkował życie. – Zostają tylko wytrwali. Jak ja zaczynałem trenować skoki, była nas duża grupa, a na koniec zostałem sam – wspominał sportowe początki. Jego narciarski kolega Robert Mateja przyznaje, że na zgrupowaniach kadry Adam Małysz sumiennie pracował i robił wszystko, co potrzeba, a czasami jeszcze więcej. Nawyk trenowania i dokładności pozostał mu do dzisiaj. W ubiegłym roku przejechał na treningach ponad 20 tys. km. – Małysz jest pierwszym zawodnikiem, jakiego poznałem, który chce trenować więcej ode mnie – z podziwem przyznaje Marton. – Nie jeździmy bezmyślnie po kilka godzin. Zakładamy sobie dopracowanie jakiegoś elementu jazdy i to robimy. Jeżeli Adam czuje, że coś powinien lepiej przećwiczyć, wówczas na tym się koncentrujemy – opisuje.
Wytrwale do przodu
Początki Adamowego rajdowania były trudne. – Mieliśmy dużo dachowań, urwanych kół, ale wiele się nauczyłem – zapewnia były skoczek. – Na ostatnim rajdzie we Włoszech jechałem trochę za szybko i urwałem koło w moim aucie. Stało się to w takim miejscu, że nikt nie mógł mnie wyminąć i tak skróciłem rajd – przyznaje z uśmiechem. Mimo wypadków nie zniechęcał się. Bardzo pomógł mu Rafał Marton. Gdy Adama ogarniało zwątpienie, zawsze podtrzymywał go na duchu i zachęcał do wytrwałości. W sportowych sukcesach pomaga także spokój. – Adam ma mocną psychikę, która przydaje się w każdym sporcie. Pomógł mu w tym psycholog dr Blecharz, z którym pracował w latach 1999–2000 – uważa Mateja.