Jakiego kapitału brakuje na rynku?
Medialne relacje z kryzysu koncentrują się na PKB, zadłużeniu, ratowaniu banków i wartości euro. To fałszywa narracja
Analitycy już alarmują – w połowie 2012 r. zasoby gotówki w amerykańskich korporacjach poza sektorem finansowym przekroczyły 1,7 bln dolarów, ale służby podatkowe oszacowały, że już w 2009 r. łączne zasoby gotówki w przedsiębiorstwach osiągnęły pułap 5 bln plus 1,6 bln zgromadzonych w bankach. To 20-krotnie więcej niż przed kryzysem w 2007 r.
Gdyby te środki zostały przeznaczone na inwestycje, w ciągu dwóch lat powstałoby 19 mln nowych miejsc pracy, a USA powróciłyby na czoło rankingów rozwoju. Ale finansowi stratedzy wystawiają negatywne oceny kolejnym pomysłom inwestycyjnym, i nie chodzi tylko o bezpieczeństwo bankowych lokat. Prawdziwą barierą są możliwości konsumpcyjne klasy średniej, one nie tylko nie rosną, ale wręcz spadają z pieca na łeb. Ten sam proces widoczny jest w Europie i w Polsce. I to jest prawdziwe jądro kryzysu.
To inny kryzys niż tamten, nazywany wielkim. Wówczas największą cenę zapłacili najbiedniejsi, teraz wszystkie koszty koncentrują się na klasie średniej i ludziach młodych, podczas gdy ci, którzy tradycyjnie utrzymują się z socjalu, relatywnie tracą najmniej. W zamian pogłębia się przepaść między oligarchią i wyższą klasą średnią a wszystkimi pozostałymi. I ma to charakter systemowy, ponieważ plany ratunkowe aplikowane przez Europejski Bank Centralny polegają na dofinansowaniu rynku kapitałowego – wartości, którymi zarządzają banki i fundusze inwestycyjne. W ten sposób zasilane są nie tylko instytucje finansowe, ale i najbardziej aktywne grupy akcjonariuszy.
Jeśli państwo przestanie inwestować w aktywność obywateli, to samo sobie ukręci sznur, na którym zawiśnie
W obiegu jest coraz więcej kapitału poszukującego zysków spekulacyjnych, podczas gdy coraz mniej środków trafia na inwestycje, produkcję i miejsca pracy. Na naszych oczach rośnie więc kolejna gigantyczna bańka spekulacyjna, pieniądz staje się coraz bardziej gorący, parzy posiadaczy, którzy doskonale wiedzą, że jego wartość w systemie staje się z dnia na dzień bardziej iluzoryczna. Stąd gwałtowny wzrost sprzedaży dóbr luksusowych obserwowany również w krajach ogarniętych już kryzysem i zamętem. A także gwałtowna ucieczka z nich kapitałów prywatnych. Dzieje się tak, ponieważ wykorzystanie środków z EBC na zakup obligacji rządów państw w kryzysie wzmacnia tylko tych, których bogactwo i tak jest już ogromne, ale w żaden sposób nie spływa w dół do klasy średniej. Czyli ceną działań EBC jest gwałtowne rozwarstwienie dotychczasowego modelu społecznego, co grozi implozją, nagłą dekompozycją modelu zrównoważonego rozwoju.
System produkuje nierówności, a to oznacza, że ci, którzy tracą swój dotychczasowy status, zaczną poszukiwać politycznego rewanżu i klasa średnia będąca przez ostatnie dekady główną siłą stabilizującą scenę polityczną stanie się tej sceny głównym kontestatorem. Podzieli się zapewne na różne segmenty – w tym dwa podstawowe: zachowawczy państwowy oraz kontestujący wolnorynkowy.
Paradoksalnie oba te wybory polityczne w jednym punkcie będą podobnie racjonalne – tracąc zaufanie do rynku i wierząc w sprawczą i dobroczynną moc państwa. I to jest jedyna dobra wiadomość. Dopóki bowiem klasa średnia wierzy, że państwo może jej zagwarantować ratunek, gotowa jest racjonalizować swoje zachowania polityczne, jednocześnie marginalizując wszystkie pomysły wybuchowe i rewolucyjne. Pod jednym warunkiem – że państwo rzeczywiście weźmie ją w obronę, będzie aktywne, całą moc skoncentruje na ożywieniu gospodarki, a nie na zaspokajaniu żarłocznych spekulantów i rynków finansowych. Ale to oznacza de facto rewolucyjną zmianę dotychczasowej filozofii rządzenia. Państwo musi dokonać radykalnego wyboru – najważniejszym partnerem są finansowe rynki i spekulanci czy obywatele i producenci?
To pytanie można sformułować inaczej niż Tzvetan Todorow – czy społeczeństwo ma służyć ekonomii, czy też powinno być odwrotnie? Już sam fakt, że trzeba je zadać, bo odpowiedź wcale nie jest oczywista, wiele mówi o tym, jak bardzo zmieniły się w ostatnich dekadach fundamenty naszej cywilizacji.