„Solidarność”: reaktywacja
Czy szef „Solidarności” Piotr Duda okaże się kimś na miarę hakera Neo z kultowego filmu „Matrix” i wyłączy system III RP?
Jeszcze gorliwszego wyznawcę w konfrontacji z rządem przewodniczący ma w Guzikiewiczu. – Dzisiaj jesteśmy wojskiem Piotra Dudy – deklaruje stoczniowiec z Gdańska. A Paweł Kukiz docenia to, że naprawdę, a nie tylko w deklaracjach, „Solidarność" odkleiła się od polityków. – Zadanie wcale nie było takie łatwe. Z pewnością Duda musiał pokonać opór wielu związkowych baronów sympatyzujących z PiS albo Platformą. Udało się, choć misja przypominała sprzątanie stajni Augiasza. Moim zdaniem zrozumiano, że związek ma szansę tylko jako organizacja proobywatelska, a nie partyjno-polityczna – zauważa Kukiz. Ale Dudzie nie brakuje oponentów wewnątrz związku. Chociaż początkowo nie zamierzał radykalizować jego działań, dzisiaj sytuacja coraz bardziej zdaje się go do tego zmuszać. Stąd do polityki jeden krok.
Wahadło Dudy
Kiedy przewodniczący stał się jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników Tuska? Wielu twierdzi, że wiosną ubiegłego roku. Nie został wówczas wpuszczony ani do Sejmu, ani do Senatu, by przedstawić swoje stanowisko w sprawie ustawy emerytalnej. – Szczególnie dotknęło go, że sprawa referendum trafiła do kosza. Ale osobiście przyjął wszystko ze spokojem – twierdzi Marek Lewandowski, rzecznik prasowy związku. Dla Janusza Śniadka to jednak był moment, gdy „wahadło Dudy" zdecydowanie się odchyliło. – Wyciągnął do rządu rękę, a ta została z pogardą odtrącona. W takiej sytuacji potencjalny sojusznik błyskawicznie zamienia się we wroga – tłumaczy Śniadek. Lider Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek uważa, że spór o emerytury był prawdziwym początkiem publicznej kariery Dudy. – Start jako przewodniczący związku miał naprawdę dobry. Pokazał, że „Solidarność" może być aktywna, ale próbując nakłonić rząd Tuska do traktowania jej jako partnera, zderzył się z koszmarną arogancją władzy – mówi były marszałek, komentując wykluczenie związkowca z sejmowej debaty.
Młodemu politykowi PiS ten start kojarzy się jednak raczej z falstartem. – Przecież szef największej centrali związkowej okazał się nieskuteczny, nie umiał postawić na swoim. Gdzie tutaj sukces? Okazało się raczej, że „Solidarność" to kolos na glinianych nogach – ocenia polityk partii Kaczyńskiego. Wśród działaczy największej partii opozycyjnej Duda nie ma wysokich notowań, ale diabeł tkwi w szczegółach. Starzy wyjadacze z tzw. zakonu, skupionego wokół wiceprezesa Adama Lipińskiego, nie szczędzą złośliwości. Ich niechęć do lidera związku z trudem jednak przesłania obawy kryjące się za docinkami w rodzaju: „z Leszkiem Millerem śpiewał »Mury« Jacka Kaczmarskiego" czy „podobnie jak Ziobro chce być rekinem, a skończy jako leszcz". Może dlatego, że Piotr Duda to jeden z najbardziej błyskotliwych debiutantów na scenie politycznej w ostatnich latach.
– Rzeczywiście, ujawnił potencjał charyzmy w komunikacji z ludźmi – przyznaje dr Wojciech Jabłoński, politolog z UW. Dowodem choćby potężna manifestacja „Obudź się, Polsko" w stolicy 29 września ubiegłego roku. Według różnych obliczeń wzięło w niej udział 150–200 tys. osób. Charakterystycznym obrazkiem były tłumy związkowców wracających do autobusów w czasie przemówienia prezesa Kaczyńskiego. – Wcześniej przemawiał Duda i to było dla nas najważniejsze – przyznaje jedna z uczestniczek marszu. PiS szybko uruchomiło wówczas kampanię medialną, by ogłosić sukces manifestacji – jednej z największych po 1989 r. Ale nadziało się na zdecydowaną kontrę. „PiS mówi, że to była ich manifestacja, a ja mówię: zejdźcie na ziemię, bez »Solidarności« niczego byście nie zrobili" – stwierdził przewodniczący Duda na antenie RMF FM. Wątpliwe, by posiadający pamięć fotograficzną do podobnych faktów Jarosław Kaczyński zapomniał mu te słowa. – Duda jako lider polityczny jest bez szans. Nie potrzeba nam już więcej wodzów, raczej szeregowych Indian do roboty – uważa młody polityk PiS, przekonany o niezagrożonym przywództwie prezesa własnej partii.