Jak to się robi w Singapurze
Wystarczyły cztery dekady, aby jedno z najbiedniejszych państw świata prześcignęło Niemcy, USA i Szwajcarię
Współpłacenie za opiekę zdrowotną ograniczyło niepotrzebne procedury medyczne. Dodatkowo każdy z ponad 3 mln dorosłych mieszkańców Singapuru dba o to, by nie przepłacić i za swoje pieniądze dostać jak najwięcej. Aby dodatkowo zmusić publiczne szpitale do wysiłku, wprowadzono możliwość płacenia z obowiązkowych medycznych oszczędności za usługi prywatnych placówek służby zdrowia. W efekcie Światowa Organizacja Zdrowia w 2000 r. umieściła system ochrony zdrowia Singapuru na szóstym miejscu na świecie (oceniano 199 państw). Za bardzo dobry miernik jakości służby zdrowia uznaje się także wskaźnik śmiertelności niemowląt. W Singapurze jest on najniższy na świecie i wynosi 1,92 na 1000 żywych urodzeń (średnia za lata 2005–2010 według danych ONZ). Dla porównania w Polsce jest trzy razy wyższy (6,06 na 1000 żywych urodzeń, co oznacza, że co roku umiera u nas 1500 noworodków). Co najlepsze, system singapurski jest tani dla budżetu, kosztuje tylko 3–4 proc. PKB rocznie, czyli mniej niż w Polsce (ok. 5 proc. PKB).
Jak dać ludziom mieszkania Przykład tworzenia systemu opieki zdrowotnej pokazuje, że źródłem oszałamiającego sukcesu Singapuru jest wyważenie elementów wolnego rynku i państwowego interwencjonizmu. W Singapurze rząd nie zajmuje się świadczeniem usług, z którymi dobrze radzi sobie prywatny sektor. Jeżeli jednak tak się nie dzieje, nie boi się działać, i to nawet w dziedzinach, którymi w innych rozwiniętych krajach władza się nie zajmuje. A dzięki uczciwej i kompetentnej administracji (skutek opisanych wyżej reform) robi to zadziwiająco efektywnie i tanio.
Jednym z priorytetów na drodze do stworzenia państwa pierwszego świata była kwestia mieszkań. W 1947 r. Brytyjski Komitet ds. Mieszkalnictwa (British Housing Comitee) podał w raporcie, że slumsy w Singapurze są „obrazą dla cywilizowanego społeczeństwa". Jeszcze w 1966 r. mieszkało w nich 300 tys. osób, a kolejne 250 tys. – na zapleczach pozbawionych sanitariatów sklepików, z których się utrzymywali. Obecnie, choć Singapur jest jednym z najbogatszych krajów świata, 85 proc. obywateli żyje w mieszkaniach zbudowanych i zarządzanych przez państwo. Jak to tego doszło?
W 1959 r. Partia Akcji Ludowej (People's Action Party) wygrała wybory m.in. dlatego, że obiecała rozwiązać problem braku mieszkań. Oszacowano, że do 1969 r. potrzebne będzie 147 tys. lokali. Prywatny sektor był w stanie wybudować w tym okresie tylko 25 tys., i to kosztujących tyle, że biednych nie byłoby na nie stać. W 1960 r. powstała rządowa Agencja ds. Mieszkalnictwa (Housing and Development Board). Początkowo miała budować mieszkania na wynajem dla niezamożnych, ale w 1964 r. wprowadzono możliwość ich wykupu. Już w pierwszym okresie działalności (1960–1965) HDB zbudowała 54,4 tys. mieszkań (co ciekawe, powołany w 1927 r. przez brytyjską administrację Singapore Improvement Trust przez 32 lata zbudował tylko 23 tys. mieszkań).
Pojawił się jednak problem. Wielu Singapurczyków nie było stać na 20 proc. wkładu własnego, aby wziąć kredyt na zakup mieszkania od HDB, zwłaszcza że w miarę bogacenia się kraju ceny rosły. Na przykład w 2010 r. (dane za lokalną gazetą „The Strait Times") trzypokojowe mieszkanie od HDB o powierzchni 65 mkw. kosztowało równowartość 291 tys. USD, czyli ok. 900 tys. zł (ceny rynkowe są wyższe). Wykorzystano wspomniany wcześniej obowiązkowy fundusz oszczędnościowy. Od 1968 r. rozpoczęto proces zwiększania początkowo niskich składek do funduszu (pracownik płacił 5 proc. pensji i drugie tyle dokładał pracodawca), tak że w 1984 r. sięgnęły one 25 proc. pensji (osobno od pracodawcy i od pracownika). A w 1968 r. pozwolono na wykorzystanie części zgromadzonych tam środków na zapłacenie wkładu własnego i rat za mieszkanie.
Stworzenie systemu obowiązkowych oszczędności obywateli sprawiło, iż sięgnęły one poziomów rekordowych w skali świata – 50 proc. PKB. Choć później obniżono je do 40 proc. PKB, i tak jest to ewenement. Dla porównania: w Polsce wynoszą 17 proc. PKB, we Francji 18 proc., w Niemczech 24 proc. Japonia w latach 50. i 60., kiedy doganiała bogate kraje Zachodu, oszczędzała 30 proc. PKB. W efekcie Singapur nie musiał budować państwa opiekuńczego, bo obywatele za wszystko, czego potrzebują (emerytura, mieszkanie, opieka zdrowotna), mogą zapłacić sami (władze utrzymują, że każde pokolenie musi samo zarobić na swoje utrzymanie). W 2012 r. wydatki państwa stanowiły tylko 17 proc. PKB (i tak były wyższe ze względu na kryzys, bo w 2008 r. wyniosły 15 proc. PKB), podczas gdy w Polsce sięgają 43,3 proc. PKB. A ponieważ wydatki są niskie, to również podatki należą do najniższych na świecie. Jak podaje Heritage Foundation, w 2012 r. wyniosły one w Singapurze 14,2 proc. PKB (w Polsce 33,8 proc. PKB), co dodatkowo przyciąga inwestorów do tego kraju.