Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

Dziecko nie jest rzeczą

Tomasz Krzyżak

Wywiad z dr. Maciejem Barczentewiczem, prezesem Fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie

Jedną z przyczyn niepłodności jest endometrioza. Zwolennicy metody in vitro mówią, że naprotechnologia w tym wypadku nie pomaga.

Są trzy główne argumenty przeciwników naprotechnologii: nie pomaga przy niedrożnych jajowodach, nie pomaga przy endometriozie, nie pomaga przy czynniku męskim. Tymczasem jak się okazuje, pomaga we wszystkich tych przypadkach! Mamy wielu pacjentów leczonych z tych powodów, którzy mają dzieci. W naprotechnologii dowodem wyleczenia i sposobem na obalenie argumentów przeciwników jest urodzone dziecko. Albo się rodzi, albo nie. W wielu innych dziedzinach medycyny można się zastanawiać. Tu nie ma nad czym. Mamy pacjentki, u których były wykonywane inseminacje nasieniem dawcy czy wielokrotne próby in vitro. Dzisiaj ci ludzie mają dzieci urodzone w sposób naturalny.

Ale są ludzie, których nie da się wyleczyć. Co wtedy?

Takim parom pozostaje adopcja. Według danych Instytutu Pawła VI ponad 70 proc. małżeństw, które w wyniku leczenia za pomocą naprotechnologii nie uzyskały urodzenia, decyduje się na adopcję. Nigdy nie doradzamy zapłodnienia pozaustrojowego.

Skoro naprotechnologia jest tak dobra, to dlaczego tak mało się o niej mówi? Właściwie jest nieznana.

Mamy bardzo małą liczbę lekarzy, którzy się tym zajmują. W tej chwili w Polsce jest około 50 – z czego połowa dopiero w lutym skończyła specjalne szkolenie u profesora Hilgersa. Jednocześnie mamy w Polsce ok. 50 klinik zajmujących się zapłodnieniem in vitro i w każdym takim ośrodku pracuje wiele osób. Po za tym mainstream ginekologiczny idzie w tym kierunku od lat 80. XX w., by w wielu przypadkach proponować in vitro beż dokładnej diagnostyki, bez wcześniejszego leczenia zachowawczego czy też chirurgicznego. Wielu lekarzy, którzy kiedyś zajmowali się leczeniem niepłodności, dziś ma kliniki in vitro i nie są zainteresowani naprotechnologią.

Dlaczego?

Jest kilka przyczyn. Warunkiem przystąpienia lekarza do szkolenia NaPro jest jasna deklaracja etyczna z jego strony: nie będę zapisywał antykoncepcji w żadnej formie, nie uczestniczę w aborcjach. Nie proponuję pacjentom metod ART – sztucznego wspomagania rozrodu, tj. inseminacji czy in vitro. Dla wielu osób przyjęcie takiej deklaracji jest niemożliwe. Inna sprawa to kwestia zarobków. Koszt leczenia niepłodności, np. w klinice u doktora Boyla, wynosi od 1,5–2 tys. euro za pełne leczenie. Przy in vitro jeden cykl kosztuje 8–10 tys. euro, a potrzebne są często dwa lub trzy takie cykle. Przy naprotechnologii pacjentom trzeba poświęcić dużo więcej czasu. Wizyta trwa godzinę, czasem półtorej. Nie ma procedury, za którą bierze się kilka czy kilkanaście tysięcy złotych natychmiast.

To nie jest atrakcyjna ekonomicznie działalność. Na całym świecie jest tylko około 400 lekarzy, którzy zajmują się naprotechnologią.

To rzeczywiście niewielu.

Większość pracuje w krajach anglojęzycznych: USA, Australii, Irlandii, Wielkiej Brytanii. W Europie pojedynczy lekarze są we Francji, Szwajcarii, Niemczech, Holandii. W Polsce jeszcze pięć lat temu mieliśmy tylko jednego lekarza i jedną nauczycielkę w trakcie szkolenia.

Długo trwa nauka?

W przypadku lekarza pół roku. Na wykształcenie instruktora potrzeba 13 miesięcy – nie wszyscy mają wykształcenie medyczne. Szkolenia, czy to za granicą, czy w Polsce, są tylko w języku angielskim, ale mam nadzieję, że ponieważ kształcą się już pierwsi polscy „edukatorzy" modelu Creighton, wkrótce szkolenia będą również w języku polskim.

1 2 3
Następna

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe

Wojciech Romański

W smoczym kręgu