Sondażokracja
Sondaże wyborcze już dawno przestały w Polsce pełnić rolę wyłącznie informacyjną. Politycy i media, nawet te najbardziej obiektywne, potrafią je wykorzystać jako narzędzie manipulacji
Bronisław Komorowski na granicy zwycięstwa w pierwszej turze" – poinformowała czytelników, Polskę i świat „Gazeta Wyborcza" w przedwyborczy piątek 18 czerwca 2010 r. Dwa dni później wynik kandydata Platformy był gorszy o 10 pkt proc. Po mediach przetoczyła się krytyka branży badawczej. Do obstrzału ośrodków badania opinii publicznej włączyli się politycy, dziennikarze, publicyści. W tej sytuacji Organizacja Firm Badania Opinii i Rynku (OFBOR), powołana – jak czytamy na jej stronie – „w celu kontroli przestrzegania norm etycznych oraz metodologicznych w badaniach opinii i rynku, a także na rzecz publicznego zaufania do badań", zdecydowała się poddać niezależnej ocenie pracę ośrodków badania opinii. Zewnętrzna presja okazała się na tyle silna, że OFBOR, zrzeszająca największe podmioty takie jak: CBOS, OBOP, PBS, GFK Polonia czy SMG/KRC i będąca czymś w rodzaju branżowego kartelu musiała się przyznać do tego, że pod jej skrzydłami nie wszystko dzieje się tak, jak powinno.
Kulą w płot
Tyle tylko że problem nie narodził się w 2010 r. Jeśli poszperać nieco w archiwum, to „przestrzelonych wyników" było po 1989 r. całkiem sporo. OBOP w 1993 r. przeszacował wynik Unii Demokratycznej o 6 pkt proc. Taką samą wartość rządowy CBOS „odjął" SLD, wskazując błędnie na PSL jako zwycięzcę wyborów. W 1997 r. PBS zaniżył wynik AWS o 8 pkt procentowych. Cztery lata później IPSOS i OBOP przeszacowały wynik SLD–UP o 7, CBOS zaś o 9 pkt proc. Prawdziwym „mistrzem" okazał się jednak Pentor, który zawyżył wynik lewicowej koalicji aż o 10 pkt proc. W krajach zachodniej demokracji mniej znaczące odchylenia powodowały w przeszłości burzę. Tak stało się między innymi we Francji w 2002 r., po tym jak „wbrew sondażom" w drugiej turze wyborów prezydenckich znalazł się lider Frontu Narodowego Le Pen. W Wielkiej Brytanii w 1992 r., po błędnym wytypowaniu zwycięzcy wyborów, trefnymi sondażami zajęła się powołana przez parlament komisja. Przez kilka miesięcy eksperci badali szczegółowo wszystkie możliwe przyczyny pomyłek. W 1995 r. we Włoszech po sondażowej wpadce przedstawiciele całej branży złożyli publiczną samokrytykę, a jedna z firm oświadczyła, że nie będzie ubiegać się o honorarium za zrealizowane, ale nic niewarte wyniki badań.
Tymczasem w Polsce „dokonania" branży socjometrycznej nie były na przestrzeni dwóch dekad wolnej Polski wystarczającym argumentem za audytem trafności pomiarów przedwyborczych oraz dyskusją o roli sondaży w naszym kraju. Pod obstrzałem znalazły się natomiast te nieliczne osoby, które należały do bacznych obserwatorów i krytyków swoistej „omerty" z pogranicza mediów i instytutów badawczych. Kiedy pojawiały się próby przełamania monopolu pomiarowego firm zrzeszonych w OFBOR, najbardziej histerycznie zareagowała „Gazeta Wyborcza". Kilka lat później bez echa przeszedł raport Centrum im. A. Smitha, które pochyliło się nad rezultatami wyników sondaży i rzeczywistego głosowania z lat 2004–2005. Ranking precyzji, na podstawie niepodlegających dyskusji danych statystycznych, wygrała niezwiązana z OFBOR Polska Grupa Badawcza, co wyeksponowały wyłącznie dwa skrajne bieguny rynku medialnego w Polsce – „Nasz Dziennik" i tygodnik „Nie".
Pierwszym symptomem kruszejącego muru socjometryczno-medialnej zmowy był przypadek przywołanego już Pentoru. Jeszcze w trakcie kampanii z 2005 r. Prawo i Sprawiedliwość zarzuciło temu instytutowi, a dokładnie jego szefowi Jerzemu Głuszyńskiemu, związki z liderami Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Stało się to w wyniku tzw. sprawy Cimoszewicza, czyli ciągu zdarzeń od wycofania się tego polityka z wyborów prezydenckich przez wypuszczenie na rynek korzystnego dla niego pomiaru przez Pentor, z wykreowanym „nowym sondażowym liderem Włodzimierzem Cimoszewiczem", aż do powtórnej decyzji o jego kandydowaniu „pod wpływem korzystnych badań". Sprawa okazała się jednak na tyle śmierdząca, że kierowany przez Głuszyńskiego Instytut wycofał się z publikowania pomiarów preferencji wyborczych. Rok później partia Jarosława Kaczyńskiego próbowała doszukiwać się związku między PBS DGA a Platformą Obywatelską. W siedzibie partii Donalda Tuska miał się pojawiać szef tej pracowni badawczej Krzysztof Koczurowski. Tym razem zdecydowanie w obronie sopockiej pracowni, ale też całej branży, stanęła OFBOR, która „z niepokojem odnotowała kolejną falę wypowiedzi polityków, podważających wiarygodność sondaży opinii publicznej", co miałoby się między innymi przyczynić do „naruszenia społecznego zaufania do badań". Niestety, w 2009 r. wiodące instytuty badawcze znowu „stanęły na wysokości zadania". OBOP i GFK Polonia zawyżyły wynik Platformy do Parlamentu Europejskiego o ponad 5 pkt proc., a SMG/KRC o blisko 10 pkt proc. Ten największy podmiot na rynku badawczym w Polsce dołączył tym samym, obok Pentoru, do ekskluzywnego klubu dwucyfrowych partaczy sondażowych.