Ślepa uliczka demokracji
Mieszana ordynacja wyborcza prezentowana jako rzekomy kompromis jest de facto kontynuacją wyborczego uprzywilejowania partii
Wśród głosów wołających o systemową naprawę państwa, wymieniających zmianę ordynacji wyborczej jako pierwszy warunek tej naprawy, spotykamy kolejną próbę oszukania społeczeństwa niezorientowanego w szczegółach proponowanych rozwiązań ustrojowych. Takim zwodniczym rozwiązaniem, które proponują polskie wodzowskie partie i ich usłużni „eksperci", jest tzw. mieszana ordynacja wyborcza.
„Wprowadźmy ordynację mieszaną, zróbmy pół na pół, to będzie rozsądny kompromis i wy będziecie mieli jednomandatowe okręgi wyborcze" – mówią nasi adwersarze, kiedy zgłaszamy postulat otwartego konkursu na posłów na wzór brytyjski.
Ten rzekomy kompromis w postaci mieszanej ordynacji wyborczej pozostawia swobodę kandydowania i okręgi jednomandatowe tylko dla wyłonienia 230 posłów, a pozostałe 230 mandatów oddaje do podziału pomiędzy partie polityczne proporcjonalnie do poparcia uzyskanego w wyborach. O personalnej obsadzie tych mandatów decydują szefowie partii. Co pokazuje wprost, że ordynacja mieszana jest narzędziem realizacji kierowniczej roli partii.
Mieszany system wyborczy to narzędzie realizacji kierowniczej roli partii
Funkcję takiego narzędzia – chociaż w sposób zawoalowany – pełnią również zasady tej ordynacji odnoszące się do wybierania tej połowy składu parlamentu, o której decydują wyborcy. Bo te zasady oznaczają przede wszystkim dwukrotne powiększenie liczby mieszkańców okręgów wyborczych w porównaniu z systemem JOW. I tak w systemie mieszanym okręg liczyć będzie 164 tys. osób zamiast 82 tys. (tyle liczyłby w systemie JOW). W konsekwencji prowadzi to do radykalnego ograniczenia możliwości bezpośredniej komunikacji kandydatów z wyborcami w czasie kampanii, co w połączeniu ze sposobem głosowania tworzy następującą sytuację: ponieważ wyborca ma dokonać wyboru partii i kandydata na posła w swoim jednomandatowym okręgu, w lokalu wyborczym otrzymuje dwie karty do głosowania. Na jednej znajdują się tylko nazwy partii politycznych, a na drugiej nazwiska kandydujących w okręgu ze wskazaniem ich partyjnej przynależności. Z dokonaniem wyboru partii wyborca nie ma trudności, bo dzięki mediom są one powszechnie znane. Natomiast dla potrzeb świadomego wyboru pożądana byłaby też – co oczywiste – znajomość kandydatów. Ale wyborcy ich nie znają, bo okręgi są za duże, by kandydaci mogli się wyborcom zaprezentować. Żeby więc postawić krzyżyk na imiennej liście kandydatów, większość wyborców wyszukuje kandydującego z wcześniej wybranej partii i na niego oddaje swój głos. Taki model zachowań wyborców – rezultat reguł ordynacji pół na pół – jest powszechny w Niemczech. A z tego kraju mielibyśmy brać przykład.
W mieszanym systemie wyborczym lokowanie nazwisk kandydatów na imiennych listach do głosowania zależy bardziej od lojalności wobec kierownictw partii niż od zalet osobistych. A opisana wcześniej sytuacja tłumaczy, dlaczego także w uzyskaniu poselskich mandatów osobiste zalety odgrywają mniejszą rolę niż notowania partii, z której się kandyduje. Jeśli zatem wybór posłów jest następstwem manipulacji zachowaniami wyborców, spowodowanych regułami mieszanego systemu wyborczego, to tak wybierani posłowie od wyborców zależni są tylko w niewielkim stopniu i dlatego przed nimi nie odpowiadają. A to właśnie odpowiedzialność posłów przed elektoratem jest najważniejszą pozytywną cechą ordynacji wzorowanej na brytyjskiej i postulowanej przez Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych.
Wyznaczanie kandydatów w jednomandatowych okręgach tworzonych na użytek ordynacji mieszanej nie wymaga poszukiwania najlepszych. Brak takiej konieczności daje partyjnym przywódcom władzę nad posłami wyłanianymi spośród arbitralnie wyznaczanych kandydatów i przez to nadaje partiom charakter wodzowski. Podobnie jak dzieje się to w wypadku znanego z polskiej praktyki przywileju układania list wyborczych w okręgach wielomandatowych. To przeciwieństwo sytuacji istniejącej pod rządami ordynacji JOW, której reguły zmuszają partie do poszukiwania najlepszych w ocenie społeczności danego okręgu, bo w otwartym konkursie ignorowanie tej oceny odbiera partiom szanse na wygraną ich kandydatów.