Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

W niemieckim miniserialu ?Nasze matki, nasi ojcowie? polscy akowcy zajmuja sie podzeganiem do mordow na Zydach

Kto mordował Żydów? Armia Krajowa?!

Wiesław Kot

Niemieccy zbrodniarze pilnie poszukują polskich pomagierów

"Mamo, tato, co robiliście podczas wojny?" – pytają młodzi Niemcy po premierze obrazu „Nasze matki, nasi ojcowie", trzyczęściowej sagi telewizyjnej emitowanej przez tamtejszą telewizję publiczną ZDF. Jej twórcy próbują zmierzyć się z faktem, iż to nie tylko zawodowi mordercy z Einsatzgruppen zapędzali Żydów do komór, ale – jak szacują historycy – co najmniej 160 tysięcy tzw. zwykłych Niemców brało osobisty udział w mordach ludności cywilnej. Jak z tym żyć?

Ano, jakoś to trzeba oswoić. Na przykład w ten sposób, że się zasugeruje – jak ten niemiecki miniserial – iż część polskiego zbrojnego podziemia, konkretnie Armia Krajowa, sama podżegała do mordów na Żydach. Ba, nawet z ochotą w nich uczestniczyła.

Abwehra filmuje Polskę

Oj, nie mamy my szczęścia do filmu niemieckiego. I zamierzamy niniejszym przypomnieć, że takie antypolskie paszkwilanctwo to w kinie niemieckim już długa i obfita tradycja. Myślicie, żeśmy zapomnieli? O nie! Cofnijmy się w lata 30., kiedy Niemcy jeszcze nie mordowali, ale kino już ich do tego szczuło.

Co z tego, że w 1934 r. Polska zawarła z Niemcami 10-letni pakt o nieagresji, skoro w Warszawie rocznie wyświetlano przeszło 30 niemieckich filmów, a w Berlinie jeden polski na rok. I to nie np. „Przeora Kordeckiego – obrońcę Częstochowy", bo ten zatrzymała hitlerowska cenzura, ale głupawą farsę „Czy Lucyna to dziewczyna?". Władze niemieckie tłumaczyły, że nie udostępniają swojej publiczności filmów polskich, bo te „prezentują niski poziom moralności". Ale najlepsze miało dopiero nadejść. Niespodziewanie, około roku 1936, Niemcy wystąpili z propozycją nakręcenia koprodukcji z czasów powstania listopadowego „Ku wolności", na co naiwni polscy filmowcy z ochotą przystali. Jakoś nie zdziwiło ich to, że w scenariuszu wyraźnie stało, iż powstańcy listopadowi po to podnieśli bunt przeciw caratowi, aby ziemie nadwiślańskie oddać prawowitemu właścicielowi, czyli Wielkim Niemcom. Żałosne!

A poza wszystkim nie mieli pojęcia o tym, że kilka miesięcy wcześniej Abwehra poleciła kilku swoim nadwiślańskim agentom objąć – drogą szantażu i przekupstwa – najważniejsze stanowiska w firmie Warszawska Kinematograficzna Spółka Akcyjna, która była de facto ekspozyturą niemieckiej UFY. I właśnie oni przejęli opiekę nad grupą filmowców niemieckich, która zjawiła się u nas, by sporządzić tzw. dokumentację, czyli wstępnie sfilmować plenery. Tylko że to nie byli żadni filmowcy, ale kadrowi pracownicy Abwehry, którzy bynajmniej nie filmowali naszych łanów rozkołysanych w lipcowym słońcu, lecz – poligony, lotniska, strategiczne mosty i węzły kolejowe. A nasze głupie Ministerstwo Spraw Wojskowych oddało im nawet do dyspozycji 5. Pułk Ułanów stacjonujący w Ostrołęce. Lokalni burmistrzowie prześcigali się w staraniach, by niemieccy artyści mogli filmować, co tylko chcieli. I odbyła się taka ówczesna „Operacja Argo". Dziwicie się, że Niemcy w 1939 r. zajęli nas w 30 dni? No cóż, pomógł im nasz przemysł filmowy, zwyczajnej głupoty nie licząc. Głupoty? Delikatnie powiedziane. We wrześniu 1939 r. na Warszawę spadały tony niemieckich bomb, a w kinach w najlepsze leciały hitlerowskie filmy. I ci, którym udało się wyjść cało z nalotów, chętnie je oglądali. Jeżeli poszukujecie przyczynków do narodowej paranoi, oto jeden gotowy.

Ale polska naiwność to jedno, a hitlerowska propaganda filmowa to drugie. Tu się pracowało na taśmie. W roku 1936 niemiecka ekipa filmowa wybrała się do Polski pod niewinnym pretekstem zdokumentowania, jak to się sąsiadom żyje na co dzień. Filmowali bezzębnych żebraków, żuli, wygłodzone dzieci, i to przedstawili jako polski standard w dziełku „Z tamtej strony Wisły". Nie pokazywano go w niemieckich kinach, bo wybuchłby skandal. Ale na zamkniętych pokazach dla członków NSDAP to „świadectwo" obejrzało pięć milionów Niemców. A po wybuchu wojny rzecz już szła regularnie w kinach. Dziwicie się, że ten naród potrzebuje bata i Einsatzgruppen? To zobaczcie, jak oni się prowadzili, zanim założyliśmy im Generalną Gubernię. I jak tu się dziwić, że chwalebny pułkownik Claus von Stauffenberg, ten, co w Wilczym Szańcu podłożył ładunek wybuchowy, tylko niezbyt szczęśliwie, pisał, że Polacy to taki naród, który wymaga niemieckiego nadzoru, bo inaczej sczeźnie?

Poprzednia
1 2 3

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy