Powiedzieli
– Dzięki tej roli znalazłem się w pociągu jadącym do Moskwy. (...) Po drodze podnoszą cały pociąg do góry, zmieniają się tory i koła. A przed stacją, gdzie zmieniają te koła, jest pełno takich babuszek, które oferują gorące bliny, kartoszki, jakiś alkohol. Zaprosiliśmy jedną taką babcię. Abstrakcyjna sytuacja: wisisz sobie cztery metry nad ziemią, pod tobą zmieniają koła, a ty jesz sobie bliny i kartoszki, popijasz to jakimś tanim trunkiem. Po czym, jak nas opuścili i babcia wysiadła na następnej stacji, okazało się, że zginęły trzy portfele... Samo jedzenie było smaczne. Kiedy już dojechaliśmy do Moskwy, do hotelu – gigantycznego, trzy razy takiego jak Marriott – zastaliśmy kartkę odręcznie napisaną „Nie ma wody". Więc przenieśli nas do innego. Jedziemy gdzieś na obrzeża, mijamy słynny Mosfilm. (...) Dojeżdżamy do hotelu Rakieta, rzeczywiście jest w kształcie rakiety. Tam już jest ciepła woda, ale jedna winda jeździ od 1. do 12. piętra, druga od 12. do 24., trzecia od 24. do 36. Borys Szyc dla „Gali"
—wyb. ns