Bomba atomowa made in Poland
Niewiele brakowało, aby Edward Gierek w latach 70. zbudował bombę termojądrową
Co prawda nie mieliśmy takiego potencjału gospodarczego jak USA czy ZSRR, ale za to dysponowaliśmy zapleczem badawczym i specjalistami z dziedziny fizyki i atomistyki pracującymi w Wojskowej Akademii Technicznej, kierowanymi przez profesora Sylwestra Kaliskiego. Decydujące było też wsparcie ówczesnych władz państwowych z Edwardem Gierkiem na czele. Wzorem miała być Francja, która w latach 70. uniezależniła się militarnie od Stanów Zjednoczonych, konstruując własny arsenał broni jądrowej. Oczywiście nikomu nie przyszło do głowy, by wystąpić z Układu Warszawskiego, można było jedynie spróbować stworzyć bombę atomową „na własne potrzeby" we względnej tajemnicy, żeby nie drażnić Wielkiego Brata. Ważny był też ambitny cel propagandowy – wprowadzenie Polski do ekskluzywnego klubu atomowego potwierdziłoby, że PRL jest rzeczywiście 10. potęgą przemysłową świata, jak uparcie twierdziła ówczesna propaganda.
Atomowy produkt uboczny
Polska bomba atomowa miała być produktem ubocznym prac badawczych prowadzonych w Instytucie Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy WAT w Warszawie, kierowanym przez wspomnianego prof. Kaliskiego, uznany w kraju i za granicą autorytet z dziedziny fizyki. Głównym przedsięwzięciem naukowym była tzw. kontrolowana synteza termojądrowa. Badania prowadzono w specjalnie zbudowanej do tego celu na warszawskiej Woli podziemnej hali, otoczonej kilkumetrowym ziemnym nasypem, który stanowił ochronę w razie przypadkowej eksplozji. Reakcję syntezy jądrowej wywoływano w mikroskali, oświetlając maleńką kulkę szklaną wypełnioną mieszaniną izotopów wodoru – deuteru i trytu – potężnymi wiązkami laserów i poddając wybuchom specjalnych ładunków kumulacyjnych. Synteza jądrowa rzeczywiście zachodziła, pojawiały się neutrony, wydzielała się energia, ale reakcja nie dała się kontrolować. Nie dało się więc jej użyć na przykład jako źródła ciepła w elektrowniach (zresztą do dziś mimo wieloletnich i bardzo kosztownych badań nikomu się to jeszcze nie udało). Metoda prof. Kaliskiego była w latach 70. XX w. nowatorska, łączyła bowiem podgrzewanie plazmy promieniami lasera i kompresję przy użyciu ładunków wybuchowych.
Tę samą metodę można było zastosować w bombie tzw. wodorowej, ale także w jej odmianie, którą Polska była szczególnie zainteresowana – w bombie neutronowej. Taki ładunek niszczy przede wszystkim organizmy żywe (a więc i żołnierzy) przez napromieniowanie. Problem polegał na tym, by o próbach z taką bronią nie dowiedzieli się „towarzysze radzieccy". Profesor Kaliski w rozmowie z Edwardem Gierkiem zaproponował przeprowadzenie próbnej eksplozji w wybudowanej w Bieszczadach sztolni. Chodziło o to, żeby zminimalizować możliwość wykrycia eksperymentów. Wydaje się jednak, że było to rozwiązanie utopijne, zarówno NATO, jak i Rosja miały odpowiedni sprzęt do wykrywania podziemnych eksplozji atomowych. Na potrzeby projektu przeznaczono duże sumy, trzeba było zdobyć aparaturę badawczą, materiały i mechanizmy objęte wówczas przez państwa zachodnie embargiem. Tajnym „importem" zajął się PRL-owski wywiad. W tajemnicy przed służbami wywiadowczymi NATO, ale także i Związku Radzieckiego, udało się zdobyć nawet słynne „krytrony" – specjalne przełączniki sterujące uruchamianiem ładunków wybuchowych w zapalniku bomby atomowej. Jak się dziś szacuje, wydatki na projekt „niekontrolowanej syntezy jądrowej" (czytaj: bomby wodorowej lub neutronowej) wyniosły wiele milionów dolarów. Być może przyczyniły się w jakimś stopniu do załamania gospodarki PRL w końcu lat 70.
„Niet" dla polskiej bomby
Nic nie mogło się ukryć przed czujnym okiem sowieckiego wywiadu. Rosjanie początkowo nie interweniowali. Uznali widać, że stopień zaawansowania polskich badań nie stanowi konkurencji dla ich potęgi jądrowej. Wiedzieli, że Polska nie dysponuje laserem odpowiednio silnym, aby wywołać reakcję termojądrową. Potrzebne było urządzenie 10 tys. razy silniejsze od wówczas dostępnych! Uznali więc, że polska bomba H to daleka przyszłość i nie należy się nią przejmować. Jednak nasi specjaliści pod koniec lat 70. dysponowali już technologią umożliwiającą konstruowanie ładunków jądrowych. Obejmowała ona mili- sekundowe zapalniki, konstruowanie precyzyjnych ładunków kumulacyjnych, produkcję izotopów wodoru itp. Sojusz Atlantycki zakwalifikował nasz kraj do grupy nielicznych państw posiadających aktywny program badań nad bronią nuklearną.