Poszukiwacze zaginionej arki
Ta literatura jeszcze długo będzie się wachlować i nic nie wróży jej końca. Kryminologia historyczna najpierw potężnego kopa dostała ze strony Umberto Eco za sprawą „Imienia róży", a potem od Dana Browna z jego bajędami, że Jezus, że Maria Magdalena itd.
Wydawało się nawet, że w związku z tym otwiera się pełzająca globalna akcja ateizacyjna, ale kiedy „Kod Leonarda da Vinci" okazał się filmem nudnym i przeciągniętym, rzecz przycichła. Ale nie całkiem. Ten i ów jeszcze się pod Eco i Browna podczepi. „Ten" to tym razem Francesco Fioretti, głębinowy specjalista od Dantego, który oto wysuwa tezę, że wielki Alighieri był kimś w rodzaju mistrza w skasowanym przez papieża zakonie templariuszy i posiadł wiedzę co do lokacji legendarnego skarbu. Więcej! Dante poznał nawet miejsce ukrycia Arki Przymierza. Jeszcze więcej! Dante zaszyfrował tę wiedzę w ostatnich, przedśmiertnych pieśniach „Boskiej komedii". Ale rodzina i przyjaciele chodzą koło tego i mu tę wiedzę wers po wersie z gardła wyszarpują. Jeżeli komuś nasuwa się tu niejaki Nienacki oraz „Pan Samochodzik i skarb templariuszy", to jego wina, bo po co było w młodości czytać marne książki, a z ekranu dosładzać się młodym Klossem?
W każdym razie autor prowadzi ku temu, że inkryminowany Dante nie rozstał się z tym padołem w sposób naturalny, lecz ktoś mu pomógł, dosypując arszeniku. Z każdym rozdziałem sfora podejrzanych większa. I już nie tylko o lokację skarbu chodzi. Ale o to – przykładowo – że poeta swoich przeciwników, z papieżami włącznie, śmiało porozstawiał po kątach. Głównie po kątach piekła. I teraz przez całe stulecia dzieci w szkole wkuwać będą na pamięć, że taki Ugolino to była skończona kanalia. Ładny piar, nie ma co. Z innej lektury wiemy, że „rękopisy nie płoną".
Autor – miejscami niepewny, czy nas dość zabawił – oferuje również występy stylistyczne. I tak czytamy o „delirycznych spiralach samotności", o „spadzistej pochyłości emocjonalnej obojętności". Owszem, miewamy takie stany, ale nigdy na sucho, a już na pewno nie przy czytaniu. I jeszcze drobiazg: „Dawidowi wystarczył tylko jeden kamień, by zabić filisterskiego olbrzyma". Coś tu nie halo. Bo Filistyn to członek starożytnego ludu, którego Dawid – jak wiadomo – skutecznie stuknął w czoło. Ale filister to ktoś zupełnie inny. To – poza wszystkim – człowiek o ograniczonych horyzontach, bez aspiracji itd. Czyli akurat taki, któremu nie chciało się poświęcić dwóch wieczorów na lekturę pouczającej książeczki Francesco Fiorettiego.
Francesco Fioretti
"Sekretna księga"
Dantego Rebis