Najnowsza interwencja Uważam Rze

Historia

Palac w Teresinie. Przed wojna nalezal do rodziny Druckich-Lubeckich

Tajemnica śmierci księcia

Tomasz Krzyżak

Czternaście lat trwał jeden z najdłuższych procesów sądowych w przedwojennej Polsce. Zaczął się jeszcze pod zaborami. Skończył dopiero po zamachu majowym

Sto lat temu – w poniedziałek 21 kwietnia 1913 r. – w podwarszawskim Teresinie zamordowano księcia Władysława Druckiego-Lubeckiego, założyciela i pierwszego prezesa Towarzystwa Automobilistów Królestwa Polskiego. Proces sądowy jego domniemanego zabójcy, barona Bispinga, był najgłośniejszą sprawą sądową przed I wojną światową. Ciągnął się z przerwami aż do 1928 r. Bispinga sądził najpierw sąd rosyjski, a potem polski. Przesłuchano przeszło 700 świadków, przeprowadzono dziesiątki ekspertyz z różnych dziedzin. Barona broniła galeria znakomitych ówczesnych adwokatów warszawskich i rosyjskich. Ostatecznie Bisping został uniewinniony. Prawdziwego zabójcy nigdy nie znaleziono.

Zwłoki w lesie

W sobotę 19 kwietnia książę Drucki-Lubecki był w Warszawie. Wrócił z podróży do Petersburga. Następnego dnia po południu w towarzystwie swojego kuzyna ordynata Jana Bispinga przyjechał do Teresina. Majątek, w skład którego wchodziło ok. 150 tys. ha gruntów i pałac otoczony przepięknym parkiem, książę kupił w 1909 r. od Mieczysława Epstaina. Traktował go jako miejsce wypoczynku – tu mieszkała żona księcia Maria wraz z dziećmi. Książę, prowadzący rozliczne interesy w Królestwie Polskim, zaglądał tu często. W poniedziałek rano baron Bisping postanowił wracać do Warszawy. Książę zatrzymywał kuzyna. W końcu zdecyduje, że odwiezie go na stację bryczką. „Po południowym śniadaniu książę oświadczył, że według zwyczaju odwiezie gościa na stację, i kazał podać powozik zaprzężony w swoje ulubione klacze. Około drugiej po południu panowie udali się na przejażdżkę po rozległym parku, ponieważ pociąg miał odejść dopiero za półtorej godziny" – relacjonował korespondent „Kuriera Warszawskiego".

Książę lubił sam powozić i nigdy nie zabierał ze sobą żadnego służącego. Tak było i tym razem. Obaj panowie wsiedli do bryczki i ruszyli na objazd parku, skąd mieli udać się na stację kolejową Szymanów.

Drucki-Lubecki nie dotarł jednak na stację. Później świadkowie zeznali też, że nie było na niej także barona Bispinga. Około godziny 17 przechadzający się po lesie bażanciarz zauważył na jednej z dróg książęcy powóz i konie przywiązane do drzewa. W powozie leżało futro księcia. Nawoływał dziedzica, ale bez skutku. Zabrał więc konie i ruszył do pałacu. Na nogi postawiono całą służbę. I pod wodzą rządcy z latarniami i pochodniami ruszono do lasu na poszukiwanie księcia. „Około godziny dziewiątej wieczorem, w odległości kilkudziesięciu kroków od miejsca, w którym były przywiązane konie, ujrzano księcia leżącego w takiej pozycji, jak gdyby spał... – donosił „Kurier Warszawski". Świadkowie opowiadali dziennikarzowi, że książę ubrany w zielone ubranie myśliwskie, żółte getry i brązowe buty, leżał na prawym boku z głową wspartą na czapce, w pobliżu były rzucone: laska, okulary księcia oraz złoty zegarek z rozerwanym łańcuszkiem. Książę nosił dwa zegarki, drugi znaleziono w kieszeni. Pierwszy z nich był sprawny, drugi zatrzymał się na godzinie 16.15. „Na kilku białych brzózkach stwierdzono znaki krwawe, gdyż książę, słaniając się, widocznie chwytał się drzew". Przybyła następnego dnia rano specjalna ekipa śledczych (dochodzenie prowadził sędzia śledczy powiatu błońskiego Feliks Czerwiakowski) krwi na brzozach nie znalazła – prawdopodobnie zmył ją padający przez całą noc deszcz. Sekcję zwłok Druckiego-Lubeckiego robił po południu we wtorek 22 kwietnia lekarz powiatowy: „Stwierdzono przede wszystkim na twarzy i łysinie kilkanaście ran tłuczono-ciętych, ale tak powierzchownych, iż żadna z nich nie mogła być bezpośrednim powodem zgonu. Dalej stwierdzono dwie rany postrzałowe zadane z broni palnej, jak się zdaje, małego kalibru. Oba strzały wymierzone były z tyłu i z bliskiej odległości, jeden z prawej strony kręgosłupa, drugi za uchem. Kula drugiego strzału wysadziła oko. Książę był słabej kompleksji i wybitniejszą siłą fizyczną nie rozporządzał. Wszystko zdaje się dowodzić, że zaatakowany znienacka usiłował się bronić, oceniwszy zaś niebezpieczeństwo (książę nie miał przy sobie broni), rzucił się do ucieczki. Wówczas padły strzały mordercy, oba śmiertelne".

Poprzednia
1 2 3

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?