Pożegnanie Żelaznej Damy
Margaret Thatcher swoją liberalną wizją gospodarki przywróciła Wielkiej Brytanii status światowego mocarstwa
Przeciętny Europejczyk czy Amerykanin poproszony o wymienienie jakiegoś brytyjskiego premiera przypomni sobie dwóch: Winstona Churchilla i Margaret Thatcher. No bo kto dzisiaj pamięta nacjonalizującego przemysł lotniczy oraz stoczniowy Leonarda Jamesa Callaghana czy pogrążonego w walce z IRA Edwarda Richarda Heatha? Kto wie, że Tony Blair był pierwszym od 40 lat brytyjskim szefem rządu, który mówił biegle po francusku, albo że sir Robert Walpole był najdłużej, bo aż przez 20 lat, urzędującym premierem? Czy kogoś jeszcze interesuje, że James Ramsay MacDonald jako pierwszy szef rządu na świecie 31 marca 1930 r. kazał zainstalować telewizor w swoim gabinecie?
Córka pastora
Nawet Brytyjczycy pamiętają jedynie kilka nazwisk spośród 78 premierów królewskiego rządu. Zawsze na pierwszym miejscu wymieniają sir Winstona i Żelazną Damę. I chociaż obie te postacie bez wątpienia łączy zbliżona wizja współczesnej Brytanii i tęsknota za epoką imperium, nad którym nigdy nie zachodziło słońce, to miały one zupełnie inne pochodzenie społeczne.
Sir Winston Churchill był wnukiem siódmego księcia Marlborough, a naukę pobierał w prestiżowych szkołach dla wyższych sfer. Z kolei skromna kupiecka rodzina Meggie Roberts, późniejszej szefowej Partii Konserwatywnej, mogła zapewnić córce jedynie naukę w publicznym gimnazjum.
Przydomek Żelazna Dama nadała Margaret Thatcher radziecka gazeta „Krasnaja Zwiezda" w styczniu 1976 r.
Obydwie rodziny charakteryzowała jednak miłość do tradycji i kult ciężkiej pracy. To właśnie swoisty, bardzo liberalny stosunek rodziny Robertsów do prawa własności, idealizacja życiowej zaradności i szacunek dla praw i wolności obywatelskich ukształtowały światopogląd przyszłej przywódczyni torysów. Jej liberalizm gospodarczy stał w całkowitej opozycji do tradycjonalistycznego pojmowania rodziny i jej struktury. W pracy była ministrem, szefową opozycji lub premierem, ale w domu rządził jej mąż, baronet sir Denis Thatcher. Mimo że w pracy lubiła być traktowana po męsku, bez oznak zbędnego lizusostwa, to w życiu prywatnym pozostawała wierna poglądowi, że „atmosferę w rodzinie wciąż tworzy matka, ponieważ to ona jest w domu menedżerem".
Jej konserwatyzm miał charakter wybitnie angielski. Dla konserwatystów katolickich czy kontynentalnych może być dziwnym melanżem dwóch całkowicie obcych sobie światów. Z jednej strony jako córka metodystycznego pastora, wychowywana według zasad tej religii i wierna im przez całe życie, była pobożną chrześcijanką. Z drugiej strony była jednym z zaledwie kilku członków parlamentu, którzy w 1966 r. zagłosowali za zniesieniem karania kontaktów homoseksualnych. Czy tym samym zabiegała o czyjeś względy lub liczyła na większe wsparcie? Niewątpliwie nie o to jej chodziło. W 1966 r. Brytyjczycy określali sodomię wyjątkowo ostrym słowem – „buggery". Termin ten oznaczał rodzaj zboczenia łączącego homoseksualizm i zoofilię.
W 1533 r. stosunki seksualne w ramach tej samej płci uznano w Anglii za „szczególnie ohydne przestępstwo". Król Henryk VIII wydał pierwsze w Europie i Ameryce Północnej prawo antysodomiczne. Od 1534 r. na jego podstawie homoseksualistów sądziły trybunały Kościoła anglikańskiego. Co prawda ustawa Henryka VIII przestała obowiązywać w 1861 r., kiedy parlament uchwalił nową ustawę o wykroczeniach przeciw osobie, ale nadal tego typu związki były surowo karane. Znamienne, że do 1993 r. prawo brytyjskie nie rozróżniało homoseksualizmu i zoofilii. Współcześni polscy orędownicy związków jednopłciowych powołujący się na standardy lub zasady europejskie nie wiedzą, co mówią. Przestępstwo określane jako „buggery" zostało zniesione w Wielkiej Brytanii zaledwie 18 lat temu. Natomiast jeszcze w 2011 r. brytyjska prokuratura postawiła pewnemu mężczyźnie zarzut z art. 61 ustawy z 1861 r., oskarżając go o skłonność do „buggery" po tym, jak jego żona zmarła w wyniku alergii odzwierzęcej po zbliżeniu intymnym ze swoim psem.