Wyimaginowany świat
Z Aleksandrą Marią Larą, niemiecką aktorką rumuńskiego pochodzenia, która zagrała w „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego
Zagranie Evy, niewidomej kobiety, było z pewnością dużym wyzwaniem. Czy przygotowując się do roli, eksperymentowała pani, próbując poruszać się w przestrzeni tak, jak robią to niewidomi?
Każda rola czegoś od nas wymaga, a te niosące ze sobą największe wyzwania cenię sobie najbardziej. Kiedy przeczytałam scenariusz „Imagine", od razu chciałam zagrać w tym filmie, ponieważ bardzo spodobała mi się historia, o której opowiada – o przełamywaniu lęku przed poruszaniem się w miejskiej przestrzeni dzięki nowatorskiej metodzie bohatera, Iana. Zależało mi, by na ekranie wypaść wiarygodnie jako osoba niewidoma. Byłam to winna właśnie niewidomym i tym, którzy ich znają. Spotykałam się w Berlinie z młodą niewidomą Niemką, Ukne. Spędziłam z nią wiele godzin i był to dla mnie najlepszy trening do roli Evy, a zarazem niesamowite osobiste doświadczenie. Przedtem niewiele wiedziałam o codziennym życiu niewidomych. Ukne mnie zafascynowała.
Jak doszło do spotkania z nią?
Zaaranżowali je producenci filmu. Ukne już wcześniej współpracowała z aktorką przygotowującą się do zagrania niewidomej w innej produkcji.
Czy pani wizja postaci Evy różniła się od pomysłu Andrzeja Jakimowskiego?
Nie różniła się wcale. To była współpraca idealna. Najpierw wysłał mi bardzo miły list – to niezwykle ciepły i życzliwy człowiek. Jest też reżyserem dobrze wiedzącym, czego chce i dokąd zmierza. Na planie filmowym to bardzo pomocne dla aktora. Jego „Sztuczki", obejrzane przeze mnie przed rozpoczęciem zdjęć, przekonały mnie, że to wrażliwy filmowiec obdarzony zmysłem empatii w stosunku do swoich bohaterów. Zapewne dlatego „Imagine" – z pozoru prosta opowieść – ma tyle warstw, które widz może odkrywać dla siebie. Andrzej połączył je ze sobą bez szwów, niczym magik.
„Imagine" powstawało w Lizbonie. To trudne miejsce do życia dla osób niepełnosprawnych. Niewidomi żebrzą w pociągach metra. Widziała to pani?
Przyznam, że nie. Zdjęcia rozpoczęły się w przepięknej, niewielkiej Evorze, a potem przenieśliśmy się do Lizbony. Tam cały czas przebywałam w otoczeniu niewidomych dzieci, z którymi kręciliśmy film. Dużo spacerowaliśmy, ale nie korzystaliśmy z metra. To bardzo smutne, jeśli ci zbierający datki niewidomi nie otrzymują żadnej pomocy.
Pracowała pani z wieloma znanymi reżyserami z różnych krajów, m.in. z Jamesem Ivorym i Francisem Fordem Coppolą. Jakim doświadczeniem była realizacja filmu z polską ekipą?
Najważniejsze jest dla mnie – i zawsze zwracam na to uwagę, kiedy kogoś poznaję – by otaczać się ludźmi z pasją, z energią, z wielkim sercem do tego, co robią. Narodowość jest wobec powyższych zalet kwestią drugorzędną, ale interesującą dzięki podobieństwom i różnicom w mentalności. Ekipa „Imagine" była w większości polska. Urodziłam się w Rumunii, w rumuńskiej rodzinie, więc było mi miło współpracować z ludźmi z tej samej części Europy.
Zagrała pani w ważnych filmach rozliczających się z trudną historią Niemiec – „Upadku", „Lektorze", „Baader-Meinhof". Jak zareagowała na nie publiczność w pani kraju?
Byłam dosyć młoda, grając sekretarkę Hitlera w „Upadku". Wokół mnie byli aktorzy w każdym wieku. Zauważyłam, że ci starsi mocno przeżywali udział w filmie. Młodsi byli zdystansowani. Po premierze „Upadku" reakcje były bardzo różne. Myślę, że niełatwo jest spoglądać wstecz na mroczny rozdział historii swojej ojczyzny. Ważne, że Niemcy sami zrobili film o sobie, sami dotknęli tematu nazizmu. W takiej sytuacji zawsze trudno o zdrowy dystans, a mimo to „Upadek" jest znakomitym filmem.
Gra pani w czterech językach. Gdzie, poza Niemcami, najlepiej się pani pracuje?
Cudownie jest móc odwiedzać dotąd nieznane sobie kraje. Przed „Imagine" nigdy nie byłam w pięknej Portugalii. Zdarzyło mi się pracować w Wielkiej Brytanii i Bułgarii, Japonii i Argentynie. Plenery „Upadku" powstały na przedmieściach Petersburga, a bunkier zbudowano w studiu w Monachium. Kręcenie filmów to przygoda. Odwiedziłam również Polskę. Kiedy miałam 15 lat, zadebiutowałam w niemieckim serialu realizowanym m.in. w Krakowie, Warszawie i Nieborowie. Spędzam czas w miejscach, których być może bym nie poznała, gdyby nie kino. Nie mam ulubionego kraju do pracy, ale często zdarza mi się tęsknić za domem, za Berlinem.