Chińczycy u bram
Co zrobić, aby Chiny nie stały się najsilniejszym mocarstwem świata
W maju 2012 r. w trakcie zaprzysiężenia prezydent Rosji ogłosił: „Czas postawić nowe, ambitne cele na przyszłość. Przed nami zadanie stworzenia z Rosji centrum całej Eurazji". Nie jest tajemnicą, że przywódcom Rosji nie chodzi wcale o przyłączenie się do Zachodu kierowanego przez USA, ale o odsunięcie Amerykanów od Europy i związanie jej z Rosją. Wcześniej, jesienią 2011 r., Władimir Putin przedstawił pomysł stworzenia „harmonijnej wspólnoty gospodarczej od Lizbony do Władywostoku". Mówił: „Proponujemy model potężnej ponadnarodowej wspólnoty, która może stać się jednym z biegunów współczesnego świata i odgrywać rolę efektywnego łącznika między Europą a dynamicznym regionem Azji i Oceanu Spokojnego". W wystąpieniu Putina nie było słowa, aby miało się to stać z udziałem USA.
Putin pręży muskuły
Profesor Brzeziński nie zdaje sobie chyba sprawy, że proponując Rosji budowę eurazjatyckiej wspólnoty, godzi tym samym w podstawowe cele rosyjskiej polityki.
W piśmie „Ekspert.Ru" prezentującym opinie decyzyjnych ośrodków Federacji Rosyjskiej, w artykule „Na celowniku" Anastazja Krotowska i Aleksiej Hazbijew piszą: „Jeżeli wojna zacznie się jutro – nie przegramy jej. Dziś można z pełnym przekonaniem powiedzieć, że przez najbliższe 30 lat Rosja będzie zdolna nie tylko do efektywnego powstrzymywania USA, ale i w razie konieczności do udzielenia adekwatnej odpowiedzi na dowolne zewnętrzne zagrożenie. I wszystkie opowieści o tym, że po rozpadzie ZSRR Ameryka pozostała jedynym supermocarstwem, to tylko mit rozpowszechniany przez samych Amerykanów".
Paradoksem współczesnej polityki międzynarodowej jest mizerna rola Europy mimo jej potencjału. Według danych z 2011 r. Unia Europejska z PKB wynoszącym 15,6 bln USD zajmuje pierwsze miejsce w świecie, przed USA (15,1 bln USD), Chinami (7,3 bln USD) i Japonią (5,9 bln USD). Rosja z dochodem 1,8 bln USD nie powinna być dla UE żadnym wyzwaniem. A jednak mimo niewątpliwej potęgi gospodarczej Unia Europejska nie stanowi liczącej się siły w relacjach międzynarodowych. Nie potrafiła skonstruować wspólnej polityki zagranicznej i obronnej, a państwa członkowskie są rozgrywane z zewnątrz, w czym celuje Rosja.
W przeszłości narody europejskie zdołały obronić kontynent przed najazdami ze wschodu (Mongołowie, Tatarzy) i południa (Arabowie, Turcy), a następnie dzięki wielkim odkryciom geograficznym w XV i XVI w. rozszerzyły wpływy europejskie na cały świat. Powstały zamorskie imperia Anglików, Belgów, Francuzów, Holendrów, Hiszpanów, Portugalczyków. W świecie synonimem nowoczesności i rozwoju było przyjmowanie europejskich rozwiązań i wzorców.
Zmarły w grudniu 2011 r. były prezydent Czech Václav Havel zauważył, że największymi wrogami Europy okazali się sami Europejczycy. Rzeczywiście, potęgę Europy w świecie unicestwili Europejczycy, wywołując w XX w. dwie wojny światowe, które spowodowały diametralną przebudowę światowego ładu, ale także degradację Starego Kontynentu jako cywilizacyjnego centrum świata. W XX w. o losach narodów i państw zaczęły coraz silniej decydować potęgi pozaeuropejskie: Stany Zjednoczone Ameryki Północnej (była angielska kolonia) oraz bolszewicka Rosja, spadkobierca dawnych mongolsko-tatarskich najeźdźców. Wiek XXI zdaje się kontynuacją tej sytuacji, bo chociaż rozpadł się ZSRR i maleje siła USA, to zaczynają wyrastać inne potęgi pozaeuropejskie – Chiny, Indie, Brazylia.
Odrodzona Rzeczpospolita gwarantem pokoju
Czynnikiem, który doprowadził do wybuchu I wojny światowej, były mocarstwowe Niemcy zorganizowane i kierowane przez agresywne Prusy. II wojna światowa była już wspólnym dziełem Hitlera i Stalina. Natomiast bezpośrednie starcie między Niemcami a Rosją w obu wojnach stało się czynnikiem kluczowym dla światowej pozycji Europy. Można też wnosić, że wojen światowych by nie było, zwłaszcza drugiej, gdyby między Niemcami a Rosją istniało potężne państwo, które by nie dopuściło do ich starcia. Niestety, istniejąca od 1918 r. Rzeczpospolita Polska była zbyt słaba, aby odegrać rolę potęgi gwarantującej pokój. Polska w 1920 r. uratowała Europę przez zalewem bolszewickim i dzięki temu zatrzymała sowiecki marsz na Zachód, ale nie mogła drugi raz zatrzymać Sowietów, zaatakowana przez Niemcy w 1939 r. Hitler zignorował słowa ministra Józefa Becka, który w trakcie rozmowy 8 stycznia 1939 r. ostrzegał, że zniszczenie Polski będzie skutkowało wejściem czołgów sowieckich do Berlina.