Śmiertelne usterki
Urządzenia codziennego użytku mogą zagrażać zdrowiu i życiu konsumentów, ale producenci nie zawsze wiedzą, że powinni przed tym ostrzec
Producenci i dealerzy samochodów zazwyczaj zapobiegliwie informują, gdy ich produkt ma wadę, że może zagrażać użytkownikom. Zawiadamiają Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz właścicieli aut o wadliwych hamulcach czy problemach z elektryką, które mogą doprowadzić do samozapłonu, i proponują wymianę bądź naprawę wadliwego elementu. Nie wynika to jedynie z troski o klientów, ale z przepisów prawa – za niepoinformowanie o wadzie zagrażającej życiu i zdrowiu użytkowników przedsiębiorcy grożą kary i roszczenia odszkodowawcze.
Najczęściej samochody
Okazuje się, że nie można ufać nawet autom z wzmocnionymi drzwiami i kilkoma poduszkami powietrznymi. Zagrożenia związane z użytkowaniem samochodów nie dotyczą bowiem tylko sytuacji, gdy wskazówka prędkościomierza wychyli się maksymalnie na prawo, a pedał gazu jest wciśnięty w podłogę. Wystarczy gwałtowniejsze hamowanie, by w niektórych relault koleos pękł prawy przedni wahacz i – jak czytamy w jednym z ostatnich komunikatów UOKiK– zaczęło nas ściągać w prawo, zablokowało się przednie koło, a pojazd zatrzymał się z potwornym piskiem. W nissanach quashqai wytrzymałości może brakować wieńcowi kierownicy, który potrafi się odłączyć od kolumny kierowniczej, co powoduje utratę kontroli nad autem. Natomiast w niektórych oplach antara, z uwagi na usterkę w modulatorze hydraulicznym układu ABS, droga hamowania może ulec znacznemu wydłużeniu. Takich zawiadomień trafia do UOKiK najwięcej.
– W 2012 r. przedsiębiorcy złożyli 93 dobrowolne powiadomienia. Statystyki urzędu pokazują, że najwięcej zgłoszeń, bo aż 68, związanych było z branżą motoryzacyjną – mówi Ernest Makowski z UOKiK. – Pozostałe informacje dotyczyły m.in. sprzętu elektrycznego i silników do łodzi rekreacyjnych – dodaje.
W przypadku samochodów klientów wzywa się do serwisu, a kosztami naprawy obarcza przedsiębiorcę. Jakimi?
– Koszty akcji przywoławczych są niejawne – zaznacza Przemysław Byszewski, rzecznik Opla. Zapewnia jednak, że każdy klient objęty taką akcją jest o niej powiadamiany listownie.
Sumy nie są małe, skoro niektóre z takich akcji obejmują nawet kilkanaście tysięcy samochodów jednego producenta. Bywa, że w tym samym roku w odrębnych modelach aut tej samej marki pojawiają się też inne wady stanowiące zagrożenie dla kierowców.
Nietypowe zagrożenie
W nieco gorszej sytuacji są nabywcy tańszych i mniejszych urządzeń. Przy zakupie zabawki dla dziecka, suszarki do włosów czy aparatu fotograficznego nie podajemy przecież sprzedawcy swoich danych. Sami też musimy doszukać się w komunikatach UOKiK informacji o tym, że plastikowa nakrętka może się odczepić od bidonu i spowodować zadławienie, czy o tym, że guma na uchwycie korpusu aparatu fotograficznego Canon EOS 650D potrafi wywoływać reakcje alergiczne. Czy doczytać, że syfony na wodę mogą wystrzelić w ręku, a rolety okienne (a w zasadzie słabo zabezpieczone sznurki) powodować ryzyko zadzierzgnięcia się małego dziecka. Podczas lektury komunikatów UOKiK odkrywamy, że nawet pluszowy miś może być śmiertelnym wrogiem naszych pociech. Urząd odnotował przypadek, w którym uszkodzony sznurek misia-pozytywki nawinięty na palec, rękę lub nogę dziecka wstrzymywał swobodny przepływ krwi. Rozpędzonych cyklistów zaskakiwała składająca się kierownica jednego z rowerów, szyny oświetleniowe z Ikei mogły porazić prądem, a suszarka do włosów Rossmanna wywołać pożar, jeżeli wtyczka była cały czas w kontakcie. Przerażające przykłady można by jeszcze długo mnożyć.
Jeśli producent lub dystrybutor stwierdzi zagrożenie, ma obowiązek poinformować o tym Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wymóg ten nakłada na przedsiębiorców ustawa o ogólnym bezpieczeństwie produktów. Lekceważąc go, producent naraża się na karę w wysokości do 100 tys. zł.
W zeszłym roku UOKiK ukarał w ten sposób dwóch przedsiębiorców. Pierwszy nie zawiadomił urzędu o stwarzających zagrożenie czajnikach, drugi nie poinformował o wypadającej szybie w jednym z mebli. W obu przypadkach kary nie były jednak maksymalne. Pierwsza z firm zapłaciła 8 tys., druga 5 tys. zł.