Klątwa faraona i inne mikroby
Potrafi zamienić wymarzone wakacje w prawdziwy horror. Biegunka podróżna dopada nawet 10 milionów turystów rocznie. Najczęściej wypoczywających w Egipcie Europejczyków
Dopada w połowie turnusu, akurat wtedy, kiedy zdążymy już odespać przedurlopowe zmęczenie i przyzwyczaić się do upału. Najczęściej w samym środku wycieczki po pustyni albo na grzbiecie wielbłąda. Zgina w pół, odwadnia, na resztę wakacji zamyka w hotelowej toalecie.
Pięciogwiazdkowy hotel w Hurghadzie – 2,8 tys. zł., nowe bikini – 200 zł, okulary Ray-Ban, którymi miała zadawać szyku na egipskiej plaży – okazyjne 320 zł, wydatki na miejscu – najwyżej 500 zł. Wymarzona majówka w Egipcie miała kosztować Kaśkę Biernat, 28-letnią specjalistkę od reklamy, 3,5 tys. Odkładała na nią cały rok, odmawiając sobie nart, wypadów na Mazury i do Zakopanego. Do samolotu wsiadała z wizją białego piasku i drinków z palemką. Dzień później na samą myśl o tych drinkach biegła, a raczej pełzła, do hotelowej toalety. – Dopadła mnie zemsta faraona, popularna choroba turystów z Europy, i trzymała do końca pobytu. Wydałam 3,5 tys. na wyjątkowo drogą izolatkę z widokiem na hotelowy basen. I dodatkowe 500 zł na wizytę egipskiego lekarza – podsumowuje Kaśka.
Agonia w toalecie
Zaczęło się pierwszego dnia turnusu od uczucia pełności i ciężkości na żołądku. Na początku wzięła to za efekt żarłoczności przy śniadaniowym bufecie szwedzkim – dawno nie zakąszała rogalików francuskich lodami i kawałkami świeżego ananasa. Ale kiedy po plażowaniu ścięło ją z nóg, wiedziała, że nie jest dobrze. Następne godziny wspomina jako najgorsze w swoim życiu. – Myślałam, że umrę. Kręciło mi się w głowie, miałam biegunkę i jednocześnie wymiotowałam. Najpierw śniadaniem, potem wodą, a na końcu żółcią z dna żołądka. Leżałam na zimnych kafelkach w łazience,
w pół drogi między klozetem a prysznicem, którym usiłowałam uspokoić trochę skurcze jelit, i zastanawiałam się, jak szybko znajdą moje zwłoki – opowiada Kaśka. Nie umarła, ale przez najbliższe cztery dni prawie nie wychodziła z pokoju, czekając, aż skończą się torsje, a potem na przemian to rozgrzewając obolałe mięśnie pod prysznicem, to wachlując się z gorąca. – Jeśli któryś z faraonów chciał mnie wygonić z kraju piramid, dopiął swego – mówi. O tym faraonie powiedziała jej rezydentka z hotelu. Dziwiła się, że w biurze podróży nikt jej nie poradził, żeby wzięła zapas stoperanów.
Klątwa faraona, zwana także biegunką podróżnika (traveller's diarrhea), dotyka co roku od 20 do 50 proc. wszystkich turystów na świecie, czyli, jak szacuje amerykańskie Centrum Zapobiegania Chorobom i Ich Zwalczania (Centers for Disease Control and Prevention – CDC), nawet do 10 mln osób. W 9 przypadkach na 10 trwa tydzień, ale potrafi męczyć przez miesiąc i skutecznie wyeliminować miłe wspomnienia z wakacji oraz zniechęcić do kolejnych podróży. Dotyka głównie Europejczyków i Amerykanów zapuszczających się do Afryki, Ameryki Południowej i Azji, szczególnie zapracowanych 20- i 30-latków, cierpiących na choroby jelit, cukrzycę, ale też osoby z osłabioną odpornością. Za większość przypadków biegunki odpowiada Escherichia coli, czyli pałeczka okrężnicy, stała rezydentka flory bakteryjnej jelita grubego człowieka i zwierząt stałocieplnych. W jelicie pomaga trawić pokarm i syntetyzować witaminy z grupy B i K, ale poza nim powoduje poważne choroby. Wrażliwa na wszystkie dostępne środki dezynfekcji, świetnie się czuje w gorącym klimacie. W krajach rozwijających się bytuje w wodzie pitnej, z której przechodzi np. na jedzenie. Poza pałeczką okrężnicy zemstę faraona wywołują wirusy, również te rota-, najczęstsza przyczyna biegunek u dzieci, które potrafią złożyć najsilniejszego dorosłego, oraz pasożyty, takie jak wywołująca czerwonkę ameba.
Escherichia w kostkach lodu
W Egipcie, Tunezji, Maroku i innych krajach Afryki Północnej turystów najczęściej zatruwa właśnie Escherichia coli, przyjmowana z jedzeniem. Dzisiaj, kiedy Riwiera Egipska jest wśród Polaków tak popularna jak kiedyś wybrzeże Bałtyku, a w Hurghadzie czy Sharm el-Sheikh sprzedawcy znają podstawowe polskie zwroty, wszyscy już wiedzą, że wodę można pić tylko z butelki, a jedzenie na bazarze jest zakazane. – Nadal jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że tamtejszej wody Egipcjanie używają na przykład do mrożenia lodu. Kostki, które dodają nam do drinków, to gotowa recepta na zatrucie – mówi Monika Brysiak, wieloletnia agentka turystyczna, która wysłała do Egiptu tysiące Polaków. – Turyści przekonani o „odkażających" właściwościach alkoholu sączą na plaży drinki z palemką, a potem przez pół wyjazdu nie wychodzą z toalety – mówi. Kiedy sprzedawała wycieczki do Afryki Północnej, zawsze ostrzegała przed „faraonem". – Mówiłam klientom, żeby unikali kontaktu z tamtejszą wodą. Jeśli napoje, to tylko z butelki, jeśli drinki, to bez lodu. Żadnych lokalnych napojów, kompotów, soków. I – w żadnym wypadku – potraw z bazaru – relacjonuje Monika Brysiak. Ale unikanie kontaktu z wodą to nie wszystko. Sama, pomna profilaktyki, pierwszy wyjazd do Egiptu i tak przechorowała. To był styczeń. Zmiana minusowych polskich temperatur na tamtejsze 20 st. C była bardzo przyjemna, więc agentka turystyczna w pełni korzystała z wycieczki. – Chciałam jak najwięcej przeżyć i zobaczyć. Przyjechałam mocno zmęczona, niewyspana i zachłannie rzuciłam się na Egipt. Po trzech dniach ścięło mnie z nóg. Na szczęście zemsta faraona ominęła żołądek, który mam wyjątkowo wytrzymały, i skupiła się na drogach oddechowych. Do Polski wracałam z anginą ropną, której nie mogłam wyleczyć aż do kwietnia. Egipski bakcyl był wyjątkowo odporny na dostępne u nas antybiotyki – wspomina Monika Brysiak.