Uśpiony kapitał
Gdyby uwłaszczyć działkowców, Skarb Państwa zyskałby prawie 90 miliardów złotych
Zamiast obciążać działkowców nowymi podatkami, należy ich w końcu uwłaszczyć, tak jak lokatorów spółdzielni mieszkaniowych. Gdyby użytkownicy stali się właścicielami swoich działek, obywatele wzbogaciliby się o prawie 90 mld złotych.
Trwająca w Sejmie bitwa o ogródki działkowe to także walka o działkowców, stanowiących spory elektorat. W dodatku na interesie można sporo zarobić. Działki to często atrakcyjne grunty w centrach dużych miast. Łakomy kąsek dla deweloperów, ale także dla fiskusa – zawsze skapnie do budżetu kilka milionów podatku. Konkurencyjne projekty ustaw przygotowały Platforma Obywatelska, Solidarna Polska i Polski Związek Działkowców (PZD). Nowe przepisy powinny wejść w życie do 2014 r.
Platforma deweloperska
Główna bitwa rozegra się najpewniej między projektem rządowym a „obywatelskim". Nazwa „obywatelski" jest myląca, bowiem PZD to organizacja o peerelowskiej proweniencji, monopolista i teatr jednego aktora – kontrowersyjnego prezesa Eugeniusza Kondrackiego, oskarżanego o totumfactwo i nepotyzm. Zmiany prawne okazały się niezbędne, bowiem w połowie zeszłego roku Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z konstytucją aż 24 przepisy ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, włącznie z uprzywilejowaną rolą PZD – wyłącznością w przydzielaniu działek i obowiązkową przynależnością do związku.
Projekt PO nazywany jest przez złośliwców „platformą deweloperską". Opozycja, w której ramię w ramię występują SLD, Ruch Palikota oraz, a jakże, Prawo i Sprawiedliwość, wykazuje, że przepisy proponowane przez PO, zakładające likwidację ogródków pod pretekstem „realizacji ważnego celu publicznego", umożliwią łatwe przejmowanie najatrakcyjniejszych gruntów przez miasta, a następnie przez deweloperów. Zakładana przez projekt rekompensata nie byłaby adekwatna ani do lokalizacji działki, ani do związanych z nią sentymentów.
Politycy PO argumentują, że gminy potrzebują nowych terenów inwestycyjnych, a popeerelowskie działki nie wpisują się w architekturę nowoczesnego europejskiego miasta. Ogródki o dźwięcznych nazwach „Róża", „Nadzieja" czy „Kwiat jabłoni" to często bardzo atrakcyjne tereny, mogące w przyszłości stanowić grunty pod inwestycje komercyjne czy mieszkaniówkę. Odpowiedź na pytanie, kto na tym skorzysta – samorządy czy działkowcy – wydaje się prosta.
Skończyła się sielanka na działeczce. W przyszłości emeryci będą pracować, nie wypoczywać
Konkurencyjny projekt PZD można określić jednym zdaniem: zostawmy wszystko po staremu. Ludzie są zadowoleni, nie chcą zmian. A jak na przeszkodzie stoi konstytucja, to może trzeba ją zmienić. Politycy PiS stoją jednak murem za PZD, a raczej przeciw PO. Zwracają uwagę, że rządowe przepisy pozbawiają działkowców wszelkich uprawnień, promując samorządy i czyhające za rogiem firmy budowlane. Za projektem pseudoobywatelskim jest też PSL, zapowiadające prace nad przepisami konkurencyjnymi dla koalicjanta.
W Polsce działa prawie 5 tys. rodzinnych ogródków działkowych, złożonych z prawie miliona działek na 44 tys. ha ziemi, czyli 60 tys. pełnowymiarowych boisk piłkarskich. Korzysta z nich kilka milionów Polaków, głównie emerytów i rencistów (53 proc. użytkowników). Logika rządzących jest uzasadniona. Skończyła się sielanka na działeczce! W przyszłości emeryci nie będą mieli czasu wypoczywać – będą przecież pracować dłużej. Nie potrzeba więc tylu działek, można je wykorzystać inaczej.
Platformersi chcą obłożyć działkowców podatkami. Obecnie ogródki zwolnione są od podatku, a wszelkie opłaty lądują w kasie PZD. Działki zwolnione są też z wszelkich danin, podatku od nieruchomości, rolnego i leśnego. PZD, jako właściciel działkowej infrastruktury, nie płaci gminom za dzierżawę, ale decyduje, komu przyznać lub odebrać działkę, a także o wszystkim, co dzieje się w ogródkach. Zarabia pieniądze nie tylko na składkach, ale i na reklamach, jeśli działki są akurat w centrach miast.