Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Polska jazda

Karolina Kowalska

To nie jest kraj dla motocykli – skarżą się policjanci i kierowcy jednośladów

To nie jedzie, to teleportuje – mówi Łukasz, 32-letni pilot samolotów i fan motocykli. I nieważne, że miesiąc temu jego najbliższy kumpel teleportował się na tamten świat. Łukasz z motocykla nie zrezygnuje, nawet kiedy we wrześniu urodzi mu się syn. – W życiu potrzebna jest pasja, a ja nie mam większej – tłumaczy.

Motor odkrył późno, pięć lat temu, po studiach na Politechnice Rzeszowskiej i pierwszych latach w znanej linii lotniczej. Kiedyś istniały dla niego tylko samoloty. Ale praca pilota okazała się rutyną, niczym etat kierowcy podmiejskiego busa – godzina do Berlina, godzina na lotnisku, powrót do Warszawy, i tak trzy razy dziennie. Łukasz postanowił szukać adrenaliny gdzie indziej. I znalazł na ciężkiej hondzie, którą przewiózł go najlepszy kumpel, ten, którego od miesiąca już nie ma. – Wiedziałem, że jestem stracony. Na niebie nuda: zerowe ryzyko kolizji , te same procedury, latanie na autopilocie. A tutaj jak w komputerowej grze wojennej – nigdy nie wiesz, kiedy i z której strony coś w ciebie wjedzie. Każdy wyjazd na autostradę to trochę igranie ze śmiercią – emocjonuje się Łukasz.

Trzy sekundy do setki

Oczywiście nikomu tego nie poleca: – Nie jestem wzorem do naśladowania, nie tylko ze względu na brawurę. Ja naprawdę umiem trochę więcej niż zwykli kierowcy. Maszynami steruję od dziecka, potrafię taki motor rozebrać do ostatniej śrubki i złożyć z powrotem, umiem ocenić ryzyko, wymierzyć odległość. W końcu jestem po lotnictwie, mam za sobą tysiące godzin za sterami – samolotów, symulatorów, również tych do jazdy na motocyklu – mówi. To, że zaczął od ciężkiego motoru i prawo jazdy zdał z marszu, każe traktować w kategoriach cudu. – Ktoś bez takiego treningu na moją sprawność musiałby pracować latami – przyznaje samokrytycznie.

Niestety, mało kto ma świadomość Łukasza. Na ciężkie rumaki z silnikiem o pojemności powyżej 250 cm sześc., a nawet 500 cm sześc., potrafiące przyspieszyć do setki w 3,5 sekundy, przesiadają się nastolatki z doświadczeniem na skuterach i młodzi yuppie szukający odskoczni od korporacyjnej rzeczywistości. Wojciech Pasieczny, emerytowany inspektor policji i legenda stołecznej drogówki, dzisiaj biegły sądowy w zakresie wypadków, przez ponad 20 lat pracy naoglądał się „odważnych". Do dziś pamięta chłopaka, który osiem lat temu w Wielką Sobotę pożyczył od kolegi ciężki motor, przy ponad 100 km/h przewrócił się z maszyną i uderzył głową w krawężnik niedaleko stołecznej Spójni. A może bardziej jego matkę, która kilka godzin po święceniu koszyczka zsunęła czarną folię z ciała syna, położyła sobie jego głowę na kolanach i ją głaskała. Albo swoje ostatnie „powiadamianie rodziny" w lipcu 2011 r. po wypadku motocyklisty na Ursynowie. Matka chłopaka przyjęła wiadomość wyjątkowo ciężko. – Kiedy zapytałem, czy wezwać pogotowie, odpowiedziała, że nie trzeba, że pójdzie do koleżanki. Koleżanką okazała się matka innego motocyklisty, którą cztery lata temu informowałem o śmierci syna w podobnym wypadku – wspomina Wojciech Pasieczny.

W życiu widział za wiele takich matek i woskowych twarzy pod folią, żeby przyznać, że po Polsce można się bezpiecznie poruszać na motocyklu. – Ryzyko jest zbyt duże. Kierowcy nie chcą patrzeć w lusterka, a motocykliści nie zawsze dają się zauważyć. Nasze dziurawe drogi i „puszkarze", którzy nie chcą pamiętać o innych użytkownikach ruchu, to zabójcze połączenie – tłumaczy ekspert. Sam ma prawo jazdy wszystkich kategorii oprócz tramwajowej, ale na motor nie wsiada od lat. Zabronił też synowi, a gdy ten się uparł, posłał go na kurs do instruktora-policjanta, jeżdzącego na motorze służbowo. – System szkolenia kuleje. Wystarczy wspomnieć, że aby przystąpić do egzaminu na prawo jazdy kategorii A, trzeba wyjeździć tylko 20 godzin, o 10 mniej niż samochodem. Tymczasem spora część nauki jazdy na jednośladzie to utrzymywanie równowagi, potem oswojenie się z warunkami na drodze, właściwe reagowanie na przeszkody. Na motocyklu nie jesteśmy niczym osłonięci, ryzykujemy więcej niż zamknięci w „puszce". Mimo to ktoś uznał, że 20 godzin wystarczy – załamuje ręce Wojciech Pasieczny. Uważa, że na drogę nie ma co wyjeżdżać bez jazd doskonalących, wyrobienia właściwych mechanizmów omijania przeszkody, wiedzy, że zamiast dać po hamulcach, trzeba płynnie ją wyminąć, zagrać przeciwskrętem.

Poprzednia
1 2 3

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Adam Maciejewski

Polski kapitał na Kaukazie

Od 2014 r. w Armenii działa fabryka polskiej spółki Lubawa. Nawiązanie współpracy z rządem Armenii było możliwe dzięki promocji naszego przemysłu za granicą, wspieranej przez dotacje z UE