Łupkowy poker
Państwowa spółka PGNiG może obniżyć cenę gazu, jeśli zwiększy wydobycie w kraju, ale tego nie robi. I państwo przymyka na to oko
Gdy późną jesienią zeszłego roku Gazprom obniżył Polsce cenę gazu, wszyscy u nas bardzo się z tego cieszyli. Nikt głośno nie powiedział, że tańszy gaz z Rosji to niższa opłacalność jego importu z innych kierunków, a także wydobycia gazu łupkowego w naszym kraju.
W ostatnich latach pogłębiła się zależność Polski od gazu z Rosji. Nie tylko dlatego, że wzrosło i wciąż rośnie u nas zużycie tego surowca, do czego walnie przyczynia się unijna polityka klimatyczna. W wielu miejscach opalane węglem elektrociepłownie i ciepłownie oraz małe lokalne kotłownie węglowe zastępuje się – w imię ekologii i często za państwowe dotacje (z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska) – kotłowniami gazowymi.
Tę informację trzeba zderzyć ze statystykami zużycia gazu i jego importu, podawanymi przez polskiego monopolistę gazowego, jakim wciąż jest państwowy koncern Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG). Piszę „monopolistę", bo choć grupa PGNiG nie jest jedyną firmą gazową w Polsce, to jej udział w krajowym rynku gazu wynosi ponad 90 proc. W 2005 r. sprzedała 13,6 mld m sześc. gazu, z czego 9,7 mld m sześc. pochodziło z importu, ale jedynie 6,34 mld z Rosji, a 2,5 mld z Uzbekistanu i Turkmenistanu, 0,5 mld z Norwegii i 0,34 mld z Niemiec. Pięć lat później ta statystyka wyglądała następująco: krajowe zużycie – 14,4 mld m sześc., import z Rosji – 9 mld m sześc., z pozostałych krajów – 1 mld m sześc. W 2012 r. było nieco lepiej, bo zużyliśmy 14,6 mld m sześc. gazu ziemnego, w tym 11 mld m sześc. z importu, ale już 2 mld pochodziły z Niemiec (przy wykorzystaniu tzw. rewersu jamalskiego) i z Czech. Od naszego zachodniego i południowego sąsiada ściągnęliśmy o 25 proc. więcej tego surowca niż w 2011 r.
PGNiG wcale nie zamierza szukać gazu łupkowego. W zeszłym roku miało tylko trzy odwierty. Tyle co nic
Niestety, w wyniku zeszłorocznej obniżki cen rosyjskiego gazu import z Niemiec i Czech może w tym roku spaść, bo będzie dla PGNiG po prostu mniej opłacalny. Tym bardziej że nie można przecież wykluczyć, iż Gazprom – naprawdę przestraszony naszym gazem łupkowym i gazoportem – jeszcze w tym roku kolejny raz obniży nam cenę, żeby nie tracić polskiego rynku. A PGNiG znów się z tego bardzo ucieszy.
Gazprom może użyć takiego samego chwytu jak w zeszłym roku. Obniżkę ceny dla PGNiG ogłosił w listopadzie, ale powiedział, że niższa cena obowiązuje od początku 2012 r., czyli obniżka działa wstecz. Skutek był taki, że w zeszłym roku PGNiG dostało w prezencie od Gazpromu 3 mld zł ekstra. Polski koncern był tym zachwycony, choć spadła przez to opłacalność importu gazu z innych kierunków i projektów łupkowych. Czyli stało się coś, co jest wbrew interesowi naszego państwa, którego politykę i cele PGNiG jako firma państwowa powinno wspierać. W praktyce często tego jednak nie robi – ze względu na własny rachunek ekonomiczny. Tak jest także w wypadku gazu łupkowego, w którego wydobyciu PGNiG miało być w Polsce liderem i lokomotywą (ma najwięcej koncesji na poszukiwanie tego surowca – 15).
Co się opłaca, a co nie
Ale po kolei. Tzw. wydobywalne, potwierdzone zasoby zwykłego gazu ziemnego (zwanego konwencjonalnym) na koncesjach należących do PGNiG to 98,7 mld m sześc. To niemało, biorąc pod uwagę wielkość naszego importu z Rosji (9–10 mld m sześc. rocznie). Niestety, PGNiG od lat nie zwiększa wydobycia w Polsce, ani nakładów na ten cel, choć naprawdę by mogło. W zeszłym roku wydobyło z krajowych złóż 4,317 mld m sześc. gazu, czyli niemal tyle samo co w 2005 r. i o 12 mln m sześc. mniej niż w 2011 r. Jednocześnie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo inwestuje grube miliardy w produkcję prądu (w zeszłym roku kupiło za 3 mld zł od szwedzkiego Vatenfalla trzy warszawskie elektrociepłownie, teraz chce je modernizować, a do tego zbudować za kilkaset milionów złotych elektrociepłownię gazową w Stalowej Woli) oraz w poszukiwanie złóż gazu i ropy za granicą – w Pakistanie, Egipcie, Libii, Norwegii, Omanie czy Danii (z dwóch ostatnich krajów się wycofało). W swą norweską spółkę PGNiG Norway, która pod koniec zeszłego roku zaczęła eksploatować gazowe złoże Skarv, koncern wpakował 600 mln zł, a dodatkowo pożyczył jej na rozwój działalności ponad 3 mld zł. Z kolei na poszukiwanie złóż w Libii wyłożył 350 mln zł. Kolejne miliony idą na odwierty w Pakistanie i Egipcie. Kosztem inwestycji w krajowe złoża. Było to szczególnie widoczne w zeszłym roku, gdy PGNiG na skutek gorszej kondycji finansowej mocno okroiło wydatki na poszukiwanie i wydobycie gazu oraz ropy – z 2,5 mld zł do 1,8 mld zł. Nic więc dziwnego, że do połowy października 2012 r. miało tylko trzy odwierty związane z poszukiwaniem gazu łupkowego. Tyle co nic.