Podatek od raju
Unia sięgnęła do lewej kasy, którą politycy i oligarchowie z państw postsowieckich ukryli na Cyprze
Kryzys gospodarczy okazał się najskuteczniejszym narzędziem zwalczania korupcji – zmusił władze Cypru, by sięgnęły do lewej kasy polityków i powiązanych z nimi biznesmenów ze Wschodu. Obrońcy praw człowieka, krytykujący władze Rosji, Białorusi i Ukrainy, latami dobijali się do europejskich polityków o podobne sankcje wobec rządzących. Zdaniem politologów może to niedługo zmienić sytuację polityczną na obszarze postsowieckim.
Marcowa umowa władz Cypru z Komisją Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym, na mocy której właściciele depozytów wyższych niż 100 tys. euro, zdeponowanych w głównych bankach kraju, stracili od 20 do 80 proc. zgromadzonych kapitałów, zatrzęsła nie tylko Europą Zachodnią.
Rosja wali pięścią
Zasada poszanowania własności prywatnej, dotąd uważana za nienaruszalną w Europie , łatwość ukrywania faktycznych właścicieli kapitałów i niskie podatki, czyniły z ojczyzny Afrodyty prawdziwy raj podatkowy. Biznesmeni i politycy z krajów posowieckich, ukrywający lewą kasę przed współobywatelami, regularnie deponowali tu swoje bogactwa. Utrzymujący się latami bajkowy sen, w którym na Cypr płynęły miliardy dolarów rozkradane w Rosji, na Ukrainie czy na Białorusi, zakończył się niemal z dnia na dzień. Tym samym przybysze ze Wschodu utracili gwarancję bezpieczeństwa i dostatniego życia nawet w razie gwałtownej zmiany pozycji w ojczyźnie.
– Unia Europejska wymierzyła cios w rosyjskich bandytów i polityków, którzy są z nimi związani, włącznie z białoruskimi oligarchami i Łukaszenką – komentuje ekonomista Leonid Zajko, szef Centrum Analitycznego „Strategia" z Mińska. Jego zdaniem przejęcie części depozytów było jedną z najlepszych od lat decyzji Europy. Może bowiem osłabić zainstalowane na Wschodzie reżimy oraz wpłynąć na rozwój demokracji i społeczeństwa obywatelskiego na obszarze postsowieckim.
Najwięcej na zmianie reguł gry stracą rosyjskie elity, które zdeponowały w bankach na wyspie 25–30 mld euro. Na wieść o planach cypryjskiego rządu „nowi ruscy" tłumnie ściągnęli na wyspę, próbując ratować majątki przed „grabieżą". W sprawie Cypru niemal od razu głos zabrał Władimir Putin, nazywając projekt przejęcia części wkładów za „niesprawiedliwy, niebezpieczny i nieprofesjonalny". A premier Rosji Dmitrij Miedwiediew zagroził władzom Cypru „szeregiem pozwów", jakie mieliby złożyć „pokrzywdzeni ciułacze", i jednostronnym wypowiedzeniem przez Rosję umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania.
Przejęcie części wkładów uderzy nie tylko w indywidualnych właścicieli kont. Miedwiediew oficjalnie przyznał, że rachunki na Cyprze ma wiele instytucji rządowych. Sprecyzował, że na wybór miejsca ulokowania środków wpłynęła jednak nie chęć ich ukrywania, ale „wygodny system prawny dla prowadzenia operacji finansowych". Przy okazji rzucił pomysł utworzenia raju podatkowego w wydzielonej strefie na zaniedbanym, niedoinwestowanym rosyjskim Dalekim Wschodzie.
Kolejnych 13 mld euro ulokowali na Cyprze oligarchowie i politycy z Ukrainy. Jednak skutki cypryjskiej akcji ominą najprawdopodobniej prezydenta Wiktora Janukowycza, którego interesy koncentrują się w innej znanej europejskiej „pralni" – w Wiedniu.
Ale ukraiński prezydent też nie może spać spokojnie – kilka dni temu za kraty w Austrii trafił Johann Wanowitz, powszechnie uważany za jego austriacki słup. Na początku kwietnia sąd w Wiedniu skazał Wanowitza na pięć lat więzienia za nielegalne manipulacje z kursem spółki „Telekom Austria". Wanowitz przez wiele lat prezesował też spółce „East Beteiligungs GmbH" – założycielce firmy „Tantalit", występującej jako formalny właściciel prywatnej podkijowskiej rezydencji Janukowycza Meżigorie.
Co nieco z tonącego cypryjskiego okrętu udało się uratować najbogatszemu oligarsze Ukrainy Rinatowi Achmetowowi. Dwa tygodnie przed zatwierdzeniem przez parlament Cypru projektu przejęcia depozytów, z konta jego spółki System Capital Management udało się bowiem wyprowadzić 30 mln euro.