Psy demokracji
Czwarta władza w Polsce, zamiast kontrolować polityków, służby i sądy, sama znalazła się pod kontrolą
W USA rozpętała się awantura o podsłuchy. Czuli na punkcie wolności Amerykanie od lat dostrzegają, że mają jej coraz mniej. Ale skandal wybuchł dopiero wtedy, gdy okazało się, że śledczy na polecenie Departamentu Sprawiedliwości przez dwa miesiące (w kwietniu i maju 2012 r.) kontrolowali telefony dziennikarzy Associated Press. Na podsłuchu było 20 linii telefonicznych w biurach dziennikarzy w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Hartford, a także ich telefony domowe oraz komórkowe. Amerykanie dowiedzieli się o tym zaledwie kilka dni po tym, jak ujawniono, że tamtejszy urząd podatkowy (IRS) poddawał specjalnym kontrolom grupy konserwatywne, m.in. związane z ruchem Tea Party.
Nieograniczona wolność mediów jest jedną z głównych zasad amerykańskiego sytemu. Tak było zawsze i dlatego amerykańska demokracja jakoś działa. Prezydent Barack Obama został postawiony w straszliwie kłopotliwej sytuacji, bo nie tylko musiał za to obywateli przeprosić, ale i zadeklarować chęć wyjaśnienia całej sprawy do końca. I zapewne tak właśnie się stanie, a Biały Dom będzie musiał wytypować kogoś do przyjęcia na siebie głównego ciężaru odpowiedzialności za ostatni podsłuchowy skandal.
Niestety, w Polsce jest inaczej. Tutaj nie tylko nikt nie będzie robił śledztwa z powodu inwigilacji dziennikarzy, ale nawet nikt nikogo nie będzie przepraszał. Inwigilowanie dziennikarzy w Polsce w ostatnich latach zdarzało się znacznie częściej i trwało o wiele dłużej. Robiły to wielokrotnie nasze tajne służby. Nikt tego nie kontroluje. Bywało, że służby robiły to na polecenie prokuratury, jednak zdecydowanie częściej na własną rękę. A nawet było jeszcze gorzej! Wiceszef ABW, procesując się z jednym z dziennikarzy w sądzie cywilnym, zgłaszał dowody pochodzące z inwigilacji innego dziennikarza. I dostał na to zgodę prokuratora! No, ale polska prokuratura w podsłuchiwaniu była jeszcze lepsza od służb, bo na jej polecenie nagrano rozmowę adwokata i oskarżonego (też dziennikarza), a zapis znalazł się w aktach sprawy i akcie oskarżenia! Na włączanie rozmów adwokata z oskarżonym do materiału dowodowego nie pozwalali sobie nawet komuniści w czasach stalinowskich.
W Polsce inwigilacja dziennikarzy jest na porządku dziennym. Co więcej, na porządku dziennym jest również wykorzystywanie przez służby dziennikarzy, którzy z nimi współpracują. Czwarta władza w Polsce, zamiast kontrolować polityków, służby i sądy, sama znalazła się pod kontrolą. Inwigilacja dziennikarzy ma bowiem jeden cel: zastraszyć ich informatorów, którzy chcieliby ujawniać niewygodne dla rządzących fakty. Rafał Ziemkiewicz nazywa dziennikarzy psami łańcuchowymi demokracji. Gdy jest zagrożona, powinni głośno szczekać. W Polsce psy demokracji najczęściej są prowadzone na smyczy.