Najnowsza interwencja Uważam Rze

Biznes

Układ stoczniowy

Rafał Kotomski

Zniszczenie stoczni Porta Holding to przykład układu polityczno-biznesowego

Co pewien czas do debaty publicznej wraca temat szczecińskiej stoczni. Zwykle za sprawą polityków, którzy przerzucają się odpowiedzialnością za to, że tam, gdzie kiedyś budowano i wodowano statki, dziś hula wiatr, a polscy specjaliści szukają pracy w stoczniach niemieckich, norweskich, a nawet chińskich. Niedawno lider PiS Jarosław Kaczyński odpowiedzialnością za upadek przemysłu stoczniowego w Szczecinie obarczył Leszka Millera i Donalda Tuska. Wypowiedź tę czytać należy zapewne w kontekście szykowanej nowej koalicji rządowej PO–SLD. Wszystko wskazuje jednak na to, że politykom związanym z lewicową ekipą nie zależało na istnieniu dobrze funkcjonującej spółki stoczniowej. W konsekwencji statki wodowane w Szczecinie to dzisiaj już tylko historia.

Zniszczyć Porta Holding

Cały powojenny, peerelowski okres stoczniowy w tym mieście kojarzy się z wielką firmą im. Adolfa Warskiego, zatrudniającą tysiące pracowników, mającą wpływ na gospodarcze i społeczne życie miasta. Nawet dziś, niezależnie od barw politycznych lokalni szczecińscy politycy o tamtym okresie mówią z sentymentem. Bo czyjaś rodzina niemal w całości utrzymywała się z pracy w stoczni, a ktoś inny regularnie chadzał z rodzicami na uroczyste wodowania. „Warski" istniał do 1990 r., przekształcił się w spółkę akcyjną, która w 2000 r. przyjęła nazwę Porta Holding. Dwa kolejne i zarazem ostatnie lata normalnego funkcjonowania firmy okazały się dramatyczne. Jej dawni szefowie nie mają wątpliwości w ocenie wydarzeń. – To był klasyczny polityczny lincz – przyznaje Krzysztof Piotrowski, prezes stoczni Porta Holding. I wylicza działania, które do owego „linczu" doprowadziły.

Upadek Porta Holding to rok 2002, apogeum rządów premiera Leszka Millera. Zniszczono nie tylko spółkę matkę, ale również spółkę córkę, Stocznię Szczecińską SA. Mimo że na kontach firmy było prawie pół miliarda złotych. Stoczni odmówiono też gwarancji rządowych i uznano ją za bankruta. Mimo że Porta Holding przez 10 lat swojej działalności nie wymagała dopłat państwowych, sama inwestując w produkcję 300 mln dol. Uważano ją za jedną z kilku najlepszych w Europie. Porta Holding zwodowała 160 statków o wartości ponad 10 mld zł. W 2002 r., za rządów SLD doprowadzono do upadku holdingu, z jego największą spółką córką, Stocznią Szczecińską SA. Upadła struktura miała w kasie jakieś 460 mln złotych, a uruchomienie tych pieniędzy wymagało rządowych gwarancji, których lewicowa ekipa postanowiła jednak odmówić. Dla Krzysztofa Piotrowskiego i sześciu innych członków zarządu stoczni Porta Holding najgorsze było jednak oskarżenie o kradzież stoczniowego majątku. Kontrolowana przez polityków SLD prokuratura zarzuciła im zagarnięcie blisko 70 mln zł i działanie na szkodę zarządzanej spółki. Cały zarząd stoczni został też spektakularnie zatrzymany.

Drogówka w akcji

– Na szczęście ominęły nas sceny niczym z głośnego ostatnio filmu „Układ zamknięty". Nikt nie zakuwał nas w kajdanki ani nie przykładał pistoletów do głowy – wspomina Krzysztof Piotrowski. Stworzono jednak medialną i polityczną gęstą atmosferę wokół ówczesnych szefów stoczni. O tym, że są winni malwersacji i należy ich zatrzymać, publicznie mówił nawet ówczesny szef MSWiA Krzysztof Janik. Porta Holding była przedstawiana jako firma źle zarządzana i okradana przez największych udziałowców. To musiało podziałać na banki i płynność spółki. – Wszystkie stocznie na świecie funkcjonują na kredytach bankowych. To zupełnie normalne. Europejska norma wynosi mniej więcej 1 do 20, jeśli chodzi o proporcje środków własnych do kredytu. My w Porta Holding zazwyczaj mieściliśmy się w relacji 1 do 7 – opowiada Piotrowski. A jednak banki, przyjmując do wiadomości polityczny przekaz, że „Piotrowski i koledzy mogą kraść", niespodziewanie po raz pierwszy zażądały gwarancji przy udzielaniu kolejnych pożyczek. Cztery osoby spośród szefostwa szczecińskiej stoczni były w drodze na negocjacje bankowe w Warszawie, gdy ich samochód został zatrzymany pod Toruniem. – Zdziwiłem się, że policjantów z drogówki interesował nasz bagaż, jeśli zatrzymali nas do rutynowej kontroli. Dopiero później przyznali, że wszystko zostało uzgodnione i mieliśmy poczekać na prokuratorów ze Szczecina. Zostaliśmy przewiezieni do najbliższego komisariatu policji i tam zamknięci. W tym czasie zatrzymywano trzech pozostałych członków zarządu firmy w Szczecinie, a Centralne Biuro Śledcze wkraczało do mieszkań i robiło przeszukania. Chodziło o to, by do opinii publicznej poszedł jasny, czytelny przekaz: „zatrzymaliśmy złodziei i malwersantów". Państwo musi okazać wobec nas stanowczość i uratować stocznię przed rzekomo szkodliwą działalnością. Później była jeszcze bajka o dowodach na nasze przywłaszczenia i dwa miesiące spędzone za kratkami – relacjonuje Piotrowski.

Poprzednia
1 2

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Intermedia

• MYŚLI I SŁOWA • BEATA SZYDŁO