
Wojna diabłów
Informacje wywiadu sowieckiego w przededniu wybuchu wojny z Niemcami były całkowicie błędne
Odkłamywanie historii II wojny światowej jest w obecnej chwili największym zadaniem stojącym przed zawodowymi historykami. Hektolitry atramentu i tony papieru zużyto, aby zaciemnić, zmanipulować czy wręcz zakłamać ten okres. Dotyczy to właściwie wszystkich państw biorących udział w tym konflikcie. Przed i podczas wojny popełniono tyle błędów politycznych, dyplomatycznych i militarnych, że żadna ze stron, a zwłaszcza alianci, nie była zainteresowana ich ujawnianiem. Efekt wojny był dość mizerny dla demokratycznego świata. Zrujnowana Europa i Azja, dziesiątki milionów ofiar i 50-letnia niewola, w jaką wpadło kilka państw naszego regionu.
Jeden z szeroko rozpowszechnionych mitów, bardzo często powtarzany przez uznanych historyków, dotyczy początku konfliktu sowiecko-niemieckiego w czerwcu 1941 r. Według obowiązującej narracji Związek Sowiecki przystąpił do wojny nieprzygotowany, zacofany technicznie, a sam Stalin w niewyjaśnionym amoku odrzucał wszystkie sugestie dotyczące nadchodzącej wojny. Oczywiście to wyjaśnienie obowiązuje również w oficjalnej, rządowej historiografii rosyjskiej. Na miłujących pokój Rosjan napada totalitarny reżim, chcąc zniszczyć ten kraj i wytępić ludność go zamieszkującą.
Stalin zakładał, że zaatakuje Hitlera jako pierwszy. Dlatego zlekceważył informacje o szczegółach planu „Barbarossa"
Pierwszym historycznym rewizjonistą był – co specjalnie nie powinno dziwić – Rosjanin mieszkający na Zachodzie, były oficer GRU Wiktor Suworow. W „Lodołamaczu" przedstawił tezę, że atak Hitlera ubiegł sowiecką ofensywę na wykrwawioną Europę. Na Suworowa nastąpił frontalny atak naukowców, dziennikarzy i polityków. Wyprodukowano nawet książkę „Lodołamacz-2", podważającą ustalenia autora.
W sukurs Suworowowi przyszedł inny rosyjski historyk Mark Sołonin. W kilku książkach dostępnych również na naszym rynku księgarskim, szczegółowo, punkt po punkcie obalał stare schematy i udowadniał teorię, że faktycznie Stalin przygotowywał się do ofensywy na Zachód. Są to znakomicie udokumentowane i napisane książki, ale skierowane do odbiorcy już „wyrobionego", o sporym potencjale wiedzy. Nowa książka Sołonina „Pranie mózgu" jest odpowiedzią na potrzeby czytelników mniej zorientowanych w temacie. Na 366 stronach zawarł krytykę największych mitów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, od przygotowań do ataku na ZSRS, poprzez pierwsze miesiące agresji, aż do wyliczeń dotyczących dokładnej liczby strat ludnościowych, jakie w tej wojnie ponieśli Sowieci.
Korzystając z niedawno ujawnionych archiwaliów, obalił tezę, jakoby Stalin z niejasnych przyczyn lekceważył doniesienia wywiadu o nadciągającej wojnie.
Wielka czystka wywiadu
W ramach tak zwanej wielkiej czystki w latach 1937–1940 zlikwidowano większość kierownictwa sowieckich służb specjalnych. Zastrzelono siedmiu z ośmiu kolejnych szefów GRU, wszystkich szefów wywiadu NKWD, większość z najważniejszych nielegałów kierujących zagranicznymi siatkami wywiadowczymi oraz prawie całą czołówkę wywiadu radiowego i dekryptażu. Dlaczego zdecydowano się na takie posunięcie, zwłaszcza w sytuacji, gdy ludzie ci nie zagrażali pozycji Stalina, do dzisiaj nie wiadomo. Jest kilka teorii, niektóre wzajemnie się wykluczające.
Co prawda rozstrzelano kierownictwo i oficerów prowadzących, ale ogromna ilość agentury przetrwała. Wynikało to przede wszystkim z tego, że byli to ludzi ideowi, szczerze wierzący w komunizm. Pomimo że byli wynagradzani, w niektórych przypadkach wyjątkowo wysoko, głównym ich imperatywem była wiara w rewolucję, a jak wiadomo, ta czasami zabija swoje dzieci. W mentalności agentów-rewolucjonistów mieściło się zabijanie tych, których posądzano o odchylenia trockistowskie czy bucharionowskie. W ówczesnych czasach nie było to nic nadzwyczajnego.
Zanim odtworzono siatki szpiegowskie, nawiązano ponowne kontakty, minęło kilka miesięcy, a w wielu przypadkach nawet kilka lat. Część agentów została całkowicie utracona i dotyczyło to także rezydentury w kluczowym dla tamtego okresu Berlinie. Borys Gordon, wieloletni rezydent wywiadu NKWD w Niemczech, został odwołany do Moskwy i stracony w 1937 r. Jego następca Aleksander Agajanc w tym samym roku zmarł w szpitalu po „nieudanej" operacji wrzodów żołądka. Następny rezydent przybył dopiero w sierpniu 1939 r. Był nim Amajak Kobułow, typowy siepacz Berii, bez znajomości kraju i języka. Na „stanie" NKWD i GRU w roku inwazji byli – pomijając dziennikarzy, adwokatów, kupców i pracowników ambasad akredytowanych w Berlinie – porucznik Harro Schultze-Boysen, były urzędnik departamentu łączności Ministerstwa Transportu Lotniczego, Arvid Harnack, radca ministra gospodarki Rzeszy, „Ariac", czyli Rudolf von Schelihy, radca w MSZ, oraz „Italianiec", dotąd nieujawniony oficer wywiadu Krigsmarine. Jak wynika z powyższej listy, nie byli to agenci uplasowani na najwyższych, decyzyjnych szczeblach władzy.