Wybory po moskiewsku
Ten, kto wpadł na pomysł, by przy organizacji polskich wyborów korzystać z porad urzędników Władimira Putina, jest rosyjskim agentem albo człowiekiem niespełna rozumu
Obym się jednak mylił. Najlepiej, gdyby hucpa z wyjazdem przedstawicieli Państwowej Komisji Wyborczej na szkolenie do Moskwy była po prostu pomysłem na ciekawą wycieczkę dla wyborczych urzędników. Ale to wersja chyba zbyt optymistyczna, by mogła okazać się prawdziwa.
„Parszywa dwunastka"
Fakty, o których wiadomo, są dość suche. W maju 12 członków PKW na czele z jej przewodniczącym sędzią Stefanem Jaworskim wzięło udział w szkoleniu zorganizowanym w stolicy Rosji. Nie do końca wiadomo, czego miało dotyczyć. Bo przedstawiciele komisji w oświadczeniu przesłanym do polskiego MSZ spotkanie nazywają „konferencją naukową". Z pozoru niewinna eskapada stała się jednak powodem zgrzytów i nieporozumień na linii ministerstwo – komisja.
Urzędnicy ministra Radosława Sikorskiego rozbrajająco stwierdzili, że nic nie wiedzieli – a powinni – o wyjeździe przedstawicieli PKW. Dopiero po kilku dniach amnezja ustąpiła i MSZ przyznało, że jednak wiedziało o całym przedsięwzięciu. Niestety, nie do końca wiadomo, nad czym debatowano w Moskwie z rosyjskimi kolegami. Polacy byli zresztą jedynymi urzędnikami z kraju Unii Europejskiej, którzy wzięli udział w rzekomej konferencji naukowej. Rosyjskie media nie zostały poinformowane o jej przebiegu, pozostaje więc przełknięcie urzędniczego pustosłowia o „wymianie doświadczeń" pomiędzy odpowiedzialnymi za wybory w państwach Tuska i Putina. No, może poza brzmiącym nieco ironicznie krótkim komentarzem na temat konferencji ze strony przedstawiciela rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej. Mediom powiedział tylko, że spotkanie z Polakami okazało się „bardzo owocne".
Szkoleni czy nieświadomi?
Urzędnicy PKW odrzucają zarzuty, że w Moskwie uczyli się, jak przeprowadzać wybory. Gdy informacja o wyjeździe trafiła do polskich mediów, od razu wywołała lawinę komentarzy. Tradycyjnie antyrosyjska prawica mówiła o kolejnym dowodzie na rosyjskie „kondominium" nad Wisłą i wytaczała najcięższe działa. W jej przekonaniu polscy urzędnicy pojechali do Moskwy po „instrukcje", dlatego w kolejnych latach wyborczych możemy się u nas spodziewać cudów nad urną rodem z Kremla. Być może to przesada, ale jednak „wymiana doświadczeń" z kolegami z państwa, gdzie fałszerstwa wyborcze są na porządku dziennym, musi budzić niepokój. Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego mówiła na antenie jednej ze stacji radiowych, że „wysocy urzędnicy PKW, jadąc do kraju, w którym są ewidentne kłopoty z przejrzystością procesu wyborczego, powinni natychmiast, jeszcze przed wyjazdem, dać jasną informację, po co jadą do Moskwy i co na tym zyskają obie strony". Takiej jasnej informacji nie było. Co tylko potwierdziły wątpliwości zgłaszane na początku przez przedstawicieli MSZ. Choć Kopińska nie uważa, by spotkanie miało służyć współpracy wyborczej, to tak jak politycy nie kryje zdziwienia, że w Moskwie zabrakło przedstawicieli z innych państw unijnych. Co ciekawe, informacja o rosyjskiej wyprawie ludzi z PKW niemal zbiegła się z wypowiedziami na temat wyborów, jakie w kilku polskich miastach wygłosił Jarosław Kaczyński. Lider PiS apelował o powstanie społecznego ruchu „pilnowania wyborów". Stwierdził, że godni zaufania ludzie powinni nie tylko patrzeć na ręce komisjom wyborczym w całym kraju. Również na zewnątrz pilnować lokali przez cały czas potrzebny do liczenia oddanych głosów. Ciekawe, czy to tylko polityczna retoryka, czy też lider opozycji ma jakieś sygnały, że w Polsce może dojść do wyborczych przekrętów. Zwłaszcza gdy władza będzie coraz wyraźniej wymykała się z rąk rządzącej niepodzielnie PO.
Warto przypomnieć jeszcze jedną ciekawą informację. Serwery Państwowej Komisji Wyborczej umieszczone są w Rosji i należą do rosyjskiej spółki Internet Partners. Zdaniem byłego szefa ABW Bogdana Święczkowskiego polskie służby nie zabezpieczają ich przed dostępem ze strony „osób trzecich i obcych podmiotów". Święczkowski uważa, że to sytuacja niezwykle groźna, zwłaszcza w czasie gdy nasiliła się działalność rosyjskich służb specjalnych w naszym kraju. „Rosyjskie serwery PKW" wzbudziły uzasadniony niepokój opozycyjnych polityków. Zwłaszcza z PiS. Zdaniem współpracujących z nimi ekspertów to rzecz niedopuszczalna, by serwery wyborcze bez kontroli znajdowały się poza granicami kraju, w dodatku na terenie państwa, w którym demokratyczne standardy są wciąż tylko marzeniem niezbyt silnej i rozproszonej antyputinowskiej opozycji.