Tylko dla orłów
Nękający urzędnicy podatkowi i nieuczciwi konkurenci to codzienność przedsiębiorców na Ukrainie. Także polskich
02-06-2013
Rządzący zapewniają o krystalicznych intencjach: – Stale pracujemy nad udoskonaleniem prawa tak, by stworzyć w naszym kraju konkurencyjne środowisko, godne zaufania gwarancje prawne dla inwestorów i właścicieli. Pracujemy nad podniesieniem efektywności i przejrzystości oraz odpowiedzialności władzy – podkreśla prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Z kolei wicepremier ukraińskiego rządu Siergiej Arbuzow, mianowany kilka dni temu szefem komitetu do spraw ochrony praw inwestorów, uspokaja: – Będziemy szybko ujawniać i likwidować przejawy nielegalnego przejmowania firm i umożliwimy zwrot tych już zagarniętych prawdziwym właścicielom. Szczególną uwagę będziemy zwracać na kwestię ochrony przed próbami wyciągania ręki po własność inwestorów – obiecuje Arbuzow.
Zniszczyć „misie"
Jednak zdaniem ekspertów te i wiele innych powtarzających się od lat oficjalnych zapewnień ze strony władz to tylko zasłona dymna na użytek Europy. W rzeczywistości oligarchowie, którzy przejęli władzę na Ukrainie po wygranych przez Wiktora Janukowycza wyborach prezydenckich, postawili sobie za cel zniszczenie klasy średniej (czyli popularnych „misiów" – małych i średnich przedsiębiorców), skutecznie dotąd konkurującej z nimi i w sferze politycznej, i gospodarczej. – Wiktor Janukowycz z ekipą swoimi działaniami krok po kroku unicestwiają klasę średnią, tworzą takie warunki, w których mały i średni biznes po prostu nie może funkcjonować – uważa ukraiński politolog Oleh Soskin.
Wiele wskazuje na to, że rację ma właśnie on, a nie przedstawiciele ukraińskich władz przekonujący o sprzyjaniu rozwojowi przedsiębiorczości. Jego słowa potwierdzają niekiedy sami przedstawiciele ekipy rządzącej.
– Nienawidzę proletariatu – oznajmił podczas ukraińskiej rewolucji podatkowej jesienią 2010 r. ówczesny wicepremier Serhiej Tyhypko. Miał na myśli nie robotników z hut Dniepropietrowska czy górników z Doniecka, ale dziesiątki tysięcy drobnych przedsiębiorców, którzy wylegli na ulice ukraińskich miast w proteście przeciwko zmianom podatkowym, które faktycznie pozbawiały ich możliwości prowadzenia biznesu. Faworyzowały za to oligarchów z Partii Regionów, którzy kilka miesięcy wcześniej po wygranych przez Wiktora Janukowycza wyborach prezydenckich odzyskali władzę utraconą w wyniku pomarańczowej rewolucji.
Prokuratura w granicie
Półtora miliona dolarów wyrzucone w błoto, wspólnik za kratami i setki pozbawionych zarobków pracowników – Zenon Kiszkiel, właściciel firmy kamieniarskiej ze Strzegomia, przekonał się na własnej skórze, co się dzieje, kiedy twój biznes upatrzy sobie wpływowy polityk. Kiszkielowi kilka lat temu spodobał się niecodzienny kolor granitu wydobywanego w zagubionej w dalekim stepie wsi Tokiwskie, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Krzywego Rogu w obwodzie dniepropietrowskim. O jakości kamienia najlepiej świadczy fakt, że drugi istniejący w Tokiwskiem kamieniołom należał wówczas do rodzinnej firmy byłej premier Julii Tymoszenko.
Latem 2006 r. zarejestrowana na Ukrainie spółka Gorkis Granit, w której Kiszkiel miał 90 proc. udziałów, zawarła z Funduszem Majątku Państwowego odpowiedzialnym za zarządzanie i prywatyzację firm państwowych umowę dzierżawy państwowej firmy Tokiwski Kamieniołom Granitu. Ukraińskim wspólnikiem Kiszkiela był Walerij Horobiec, który został dyrektorem generalnym firmy.
Polski inwestor wyłożył prawie milion dolarów na spłatę zadłużenia państwowego bankruta i zapłatę zaległych wynagrodzeń. Po 10 latach zastoju kamieniołom stał się źródłem utrzymania dla kilkuset rodzin z Tokiwskiego i okolic.
Przykład producenta pieczarek Mykogenu skutecznie odstrasza przed inwestowaniem na Ukrainie
Na początku listopada 2010 r., kiedy przedsiębiorcy całej Ukrainy demonstrowali przeciw niekorzystnym zmianom podatkowym, do siedziby firmy wkroczyła prokuratura. Prokurator Wasylisa Nikulnikowa zarzuciła właścicielom spółki nielegalne wydobywanie granitu. Nie był to pierwsze podejście Nikulnikowej do Gorkis