Kierunek wakacje
Dobre planowanie jest podstawą powodzenia i kluczem do sukcesu w każdej wędrówce – przypomina znany globtroter, autor bestsellera „Sztuka podróżowania”
Jacek Pałkiewicz
Sztuka podróżowania
Zysk i S-ka
Atrakcyjne destynacje. Propozycje biur podróży zaskakują różnorodnością i mogą zaspokoić wszelkie fantazje, zarówno na typowe wakacje kojarzone z turystyką masową, jak i wyjazdy niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika. Zapewniają w Finlandii wycieczki saniami ciągniętymi przez renifery, w Islandii grzmiące wodospady i gejzery, a w Turcji czar Orientu. Ekscytująca podróż czeka tych, którzy zdecydują się pojechać do Jemenu albo na Madagaskar, gdzie cywilizacja nie odcisnęła jeszcze swojego piętna. Kusi Argentyna swoim tangiem, nocnym szaleństwem w kosmopolitycznym Buenos Aires, patagońskimi stepami czy magicznym wodospadem Iguazú, a także Bhutan, tajemnicze i niedostępne królestwo ostatkiem sił broniące się przed wpływami Zachodu.
Beniowski Maurycy. W 1776 r. Polska była o krok od posiadania kolonii. Hrabia Beniowski został obwołany przez lokalnych przywódców plemiennych wielkim władcą Madagaskaru. Jego apetyt na kolonię nie został jednak poparty przez Ludwika XV, który wcześniej wysłał go tam jako dowódcę ekspedycji wojskowej mającej zająć wyspę. W okresie międzywojennym, u progu odzyskanej niepodległości, niektórzy politycy domagali się, by na konferencji pokojowej w Paryżu przyznano Polsce w ramach kompensaty mandat do części byłych kolonii niemieckich. Ideę kolonialną promowała także Liga Morska i Kolonialna, która przyczyniła się do uzyskania przez Polskę dużych wpływów w Liberii.
Co z dziećmi? Dla jednych zabieranie pociech jest utrudnieniem, innym sprawia przyjemność. Wyjazd buduje i umacnia więź rodzinną. Mój znajomy, wdowiec z Poznania, co roku zabiera na wakacje swoje potomstwo, bo – jak mówi – „trzeba pamiętać, że one są dziećmi krótko, szybko rosną i byłoby grzechem, aby się nimi nie cieszyć. Nie chcę stracić okazji do przeżywania beztroskich chwil ich dzieciństwa". Rodzice z pasją podróżowania i aktywnie spędzający wolny czas pragną, aby także ich pociechy poznawały świat, żeby od małego uczyły się otwartości na odmienne kultury, szacunku oraz tolerancji dla obcych wartości.
Dlaczego podróże? Takie pytanie powraca jak bumerang przy różnych okazjach. Kiedyś na Saharze Beduin zapytał mnie, po co tam przyjechałem, skoro w moim kraju żyje się dobrze, bo jest pod dostatkiem wody i panuje komfortowy klimat. W Kambodży zaś ktoś dał mi nawet gotową odpowiedź: na Zachodzie macie wszystko, ale po wartości duchowe przyjeżdżacie do nas.
Etykieta. Suahilijska etykieta przewiduje, że grzecznościowe pytania zawsze należy rozwinąć: „Co słychać?", „Czy wszyscy mają się dobrze?", „A dzieci?", „Co w pracy?". I wcale nie jest to obłudne ugrzecznienie. Afrykanin uważa, że biały jest kulturalny, nie podnosi głosu, nie kłóci się w miejscu publicznym, nie okazuje zniecierpliwienia. Źle widziany pośpiech, jest więc narzucanie gorączkowego rytmu populacji, która ma inne pojęcie czasu i punktualności. W Indochinach nie ściska się dłoni na przywitanie, a tym bardziej nie całuje w policzek. Każdy kontakt fizyczny jest kłopotliwy, bo wnosi znamiona seksualności. Zdarza się, że osoba, która studiowała za granicą, chce się wydać nowoczesna i poda rękę. Nie do nas należy jednak inicjatywa tego typu, a już na pewno nie do kobiet.
Fascynacja przygodą. Zdarza się, że realia odwiedzanych miejsc nie odpowiadają oczekiwaniom i po przyjeździe na wymarzone miejsce człowiek doznaje rozczarowania. Twórca naturalizmu Guy de Maupassant pisał, że podróż to rodzaj drzwi, przez które wychodzi się ze świata realnego, by zagłębić się w otoczenie mające w sobie coś ze snu o niezbadanej rzeczywistości. Des Esseintes, bohater powieści „Na wspak" Jorisa-Karla Huysmansa, uważał, że ta rzeczywistość może przynieść tylko stratę złudzeń. Kiedy po raz pierwszy wylądowałem w tropikach, dokładnie w Bangkoku, po wyjściu z klimatyzowanego samolotu na płytę lotniska byłem zszokowany panującą temperaturą. Kilkunastogodzinny lot intensyfikuje doznania termiczne i nie pozwala na stopniową adaptację, tak jak działo się to w nieodległych jeszcze czasach, kiedy do Indochin płynęło się statkiem ponad miesiąc. Kiedy wybierałem się na Karaiby, byłem urzeczony bajecznymi zdjęciami wysp tropikalnych. Trochę się zawiodłem, kiedy po przyjeździe, kierując się w stronę szeroko reklamowanej plaży, musiałem omijać ohydne depozyty British Petroleum.