Na linii strzału
Do książki szwedzkiego dziennikarza Gellerta Tamasa na naszych oczach rzeczywistość dopisuje kolejne rozdziały
Gellert Tamas
Mężczyzna z laserem. Historia szwedzkiej nienawiści
Wydawnictwo Czarne
Kilka miast w Szwecji stało się niedawno areną gwałtownych starć pomiędzy policją i zwykle bezrobotnymi imigrantami. Wszystko rozpoczęło się od zastrzelenia 69-letniego mężczyzny, który groził policjantom użyciem maczety. Przez kilka następnych dni młodzi Turcy, Somalijczycy i Palestyńczycy budowali barykady, rzucali w policjantów kamieniami, podpalali samochody. Jeden z nich zwierzył się reporterowi radiowemu, dlaczego protestuje. Jako najważniejszy powód podał brak perspektyw na „godne życie".
Dodajmy od razu – książka Gellerta, która w jego kraju stała się bestsellerem, próbuje przedstawić sposób myślenia kogoś, kto imigrantów nienawidzi. Zwłaszcza tych kolorowych, spotykających się ze szwedzkimi dziewczętami, tańczących w dyskotekach
i studiujących na koszt szwedzkiego podatnika. Opowiada historię prawdziwą, która na początku lat 90. po raz kolejny zachwiała „małą szwedzką stabilizacją". Wcześniej było zastrzelenie na ulicy bezbronnego i niechronionego przez rządowych goryli premiera Olofa Palme.
Po 11 usiłowaniach zabójstw imigrantów, jakich dopuścił się antybohater Gellerta, przyszedł czas na podpalanie azylanckich domów, rasistowskie mityngi i podgrzewaną przez skrajną prawicę atmosferę nienawiści wobec obcych. John Ausonius – tytułowy mężczyzna z laserem – nie działał zatem w próżni. Nie był też obojętny na wydarzenia polityczne w swoim kraju. Tuż przed pierwszymi strzałami, jakie oddał w kierunku imigranta, odbyły się wybory parlamentarne. Po raz pierwszy całkiem pokaźną liczbę głosów zdobyła Nowa Demokracja. Jej liderzy – hrabia Ian Wachtmeister i przedsiębiorca Bert Karlsson – nie kryli, że imigranci im przeszkadzają. Niechęć do nich głosili publicznie. Ich słowa, jak pokazuje przykład Ausoniusa, w próżnię nie trafiały.
Autor „Mężczyzny z laserem" nie poprzestaje jednak na analizie skutków. Stara się dojść do sedna sprawy. Zrozumieć, jak człowiek sukcesu, zajmujący wysoką pozycję w kręgach biznesowych Sztokholmu, mógł zmieniać się wieczorami i nocami w ksenofobicznego zabójcę. Kiedy i w jakich okolicznościach narodziła się w nim nienawiść, a potem kazała eliminować ze „zdrowego" społeczeństwa tych, których uważał za „chorych".
Z zabójcą, aresztowanym po 10 długich miesiącach, autor spędził na rozmowach kilkadziesiąt godzin. Nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi na swoje pytania. Tym bardziej zasadnych, że sam Ausonius był również „obcy". Jego matka przyjechała do Szwecji niedługo po wojnie, z Niemiec. Ojciec był szwajcarskim kucharzem, również imigrantem. Sprawca nie okazał też skruchy. Jedynie szczerość – aż do bólu. I cień pełnego satysfakcji uśmiechu, że 12. ofiara, kobieta, której zamordowania nie zdołano Ausoniusowi udowodnić, była Żydówką...