Śmierć gorejącego krzewu
Zmarł mężczyzna, który 12 czerwca podpalił się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Mężczyzna trafił w ręce lekarzy ze szpitala przy ul. Szaserów w Warszawie w bardzo ciężkim stanie. Miał poparzone ponad 60 proc. powierzchni ciała, mocno uszkodzoną krtań i drogi oddechowe. Niestety, nie udało się go uratować.
56-letni Andrzej F. przyjechał z Kielc do Warszawy w dniu demonstracji „Solidarności". Związkowcy, którzy akurat pikietowali przed kancelarią, relacjonowali, że mężczyzna usiadł na ławce, wyjął z torby butelkę i oblał się łatwopalną cieczą, a następnie podpalił. Policjanci ustalili, że mężczyzna był w fatalnej sytuacji finansowej – zarówno on, jak i jego żona stracili pracę.
To nie pierwszy taki akt rozpaczy – w 2011 r., w geście protestu, przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów podpalił się Andrzej Żydek – były inspektor urzędu skarbowego. Jak tłumaczył, chciał tym samym zaprotestować przeciwko nieprawidłowościom w stołecznej skarbówce.
Ostatnio ta ostateczna forma protestu pojawia się zatrważająco często. Kilka dni temu 42-letni Józef C., konduktor protestujący przeciwko zwolnieniom, podpalił się w gabinecie dyrektora Małopolskiego Zakładu Przewozów Regionalnych. Z oparzeniami trafił do szpitala. – Przed godziną 13 otrzymaliśmy wezwanie do mężczyzny, który oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. Jego stan jest średnio ciężki – mówiła Joanna Sieradzka, rzeczniczka Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. Mężczyzna jest w stanie śpiączki farmakologicznej.
—an