Wielki Brat ciągle patrzy
25 czerwca przypada 110. rocznica urodzin George’a Orwella. Trzeba przyznać, że niestety jego idee i wizje były trafne i nie straciły na aktualności
Jak można wnioskować, z żadną z warstw, w których życiu uczestniczył, podobnie jak z żadnym zinstytucjonalizowanym ruchem ideologicznym Orwell nie utożsamiał się w pełni. Był niezależny jako twórca, myśliciel i człowiek, pisał swoje życie. To wykuwanie życiorysu „osobnego" dobrze ilustruje udział pisarza w hiszpańskiej wojnie domowej. Anglik wstąpił do armii republikańskiej, ale do tej jej frakcji, która nie uznawała zwierzchności Rosji i Stalina. To czyniło zeń wroga zarówno frankistów, jak i oddanych Najwyższemu Wodzowi komunistów, teoretycznie stojących po tej samej stronie barykady. Poważnie raniony w krtań w 1937 r., powrócił do Anglii i choć ciągle angażował się w działalność polityczną i społeczną, skupił się przede wszystkim na swym najważniejszym powołaniu, pisarstwie. Współpracował z licznymi angielskimi periodykami, rozwijając talent krytyczny i polemiczny – a polemistą, jako samotnik zawsze płynący pod prąd, był wyśmienitym – ale z coraz większym zapałem poświęcał się pisaniu powieści. Te najgłośniejsze, „W hołdzie Katalonii", „Folwark zwierzęcy" i „Rok 1984" miały dopiero powstać.
Warto podkreślić, że każdy z jego krótkich czy długich utworów wyrastał bezpośrednio z biograficznych epizodów. Pisarz, który kształtował życie na podobieństwo szkicu literackiego, twórczość wypełnił treścią tego życia. W tym sensie z pewnością dawał czytelnikom narrację prawdziwą.
„Nowy poziom szaleństwa"
Orwell człowiek i Orwell pisarz to, przywołując Arystotelesa, zwierzę polityczne. Ale nie chodzi tu o uprawianie polityki, mimo że temu zajęciu twórca także się oddawał. Jego namiętnością dominującą był jednak namysł nad polityką jako kategorią teoretyczną najbardziej funkcjonalną w opisie współczesności. Bo nasz świat jest konstrukcją polityczną. Bo polityka to znacznie więcej niż udział zorganizowanych grup w wyścigu po władzę i związane z nią korzyści wspieranych przez sympatyzujące z nimi sektory publiczności. To w istocie zdefiniowanie miejsca, jakie zajmuje każdy z nas wśród innych, i określenie relacji z innymi. Proces ten odbywa się poprzez wywieranie presji i tworzenie sieci zależności, przy czym odmowa uczestnictwa jest niemożliwa, ponieważ jej rezultatem nie jest wolność, ale wykluczenie z życia społecznego i skazanie na wegetację w przestrzeni z góry przewidzianej w strukturze systemu politycznego. Ideologia klasyfikuje jednostkę, zamiast proponować jej jakikolwiek wybór. Jak linia produkcyjna eliminuje wszystkie nierówności, które wystają poza znormalizowany szablon, i dopasowuje etykietę. Masz rodzinę, wykształcenie, pieniądze, ambicje, przyzwyczajenia, słabości – jesteś z nami lub przeciw nam. Alternatywy nie przewidziano.
Dlatego nieokrzesany Orwell zniechęcił się w końcu do każdej doktryny, nie znosił prawicy, konserwatystów wszelkiej maści, nacjonalistów i tradycjonalistów, ale także lewicy, rewolucjonistów, proroków wyzwolenia i likwidatorów różnic społecznych spod wszystkich znaków. Dlatego jego wizje są tak mroczne. „Naczelną podnietą ludzkiego postępowania", jak pisze Orwell, jest pożądanie władzy w rozumieniu dominacji wybranych nad prostaczkami, a „osiągnęło ono w naszych czasach nowy poziom szaleństwa". Tak postrzegana władza opiera się na przymusie, pozbawia nas krok po kroku naszej jednostkowości na rzecz jednolitości ideologicznej masy i prowadzi ostatecznie do totalitaryzmu. Odmienności systemów politycznych sprowadzają się do tego, że jedne działają dyskretniej, podsuwając jedno ciasteczko, potem drugie ciasteczko..., a inne są bardziej bezpośrednie i od razu wysyłają policję. Każda grupa, która głosi ideologię, pragnie tej dominacji. Nawet jeśli walczy o równość i sprawiedliwość, to ma to być równość i sprawiedliwość z nią na czele, a ślepych na ten idealny stan rzeczy należy reedukować, by nie zrobili sobie krzywdy. Po jakimś czasie machina ta zyskuje samoświadomość i staje się cudownie bezosobowa, uwalnia się nawet od swych twórców. To nie są czcze frazesy, to tu i teraz każdego obywatela. Czy nie wiemy z autopsji, że „Oni i tak wygrają"? „Oni" są podmiotem w rzeczywistości politycznej, „my" to tylko bezradny przedmiot działań.