Zalety korupcji
W artykule „Łapówka nasza powszednia" poruszacie Państwo stary problem polskiego życia społecznego i politycznego, który był codziennością w czasach PRL, a rozwinął się i ugruntował w czasach tzw. wolnej Polski.
Ostatnio dużo się pisze i mówi o korupcji, wszyscy politycy deklarują, że wypalą ją „gorącym żelazem", a ona mimo to jest i ma się dobrze. Dlaczego? Bo tak jest skonstruowany system. W kraju, w którym dobry urzędnik to taki, który nic nie robi, nie będzie inaczej. Rozumiem też tych urzędników, bo wiem, że nie są oni rozliczani za ekonomiczny lub logiczny sens własnych decyzji, ale za to, czy przy wydawaniu określonej decyzji nie naruszyli jakiegoś przepisu. Żyjemy w świecie absurdu, w którym politycy i biurokraci na siłę naginają życie do procedur i wydumanych przepisów, jakże często krańcowo odległych od realiów. Korupcja ma jednak swoje zalety. Powoduje często że urzędnik „zaryzykuje" i na chwilę przejdzie ze świata biurokratycznego absurdu do świata realnego życia, i zachowa się pragmatycznie lub normalnie. Bez tego „procedury" urzędowe trwałyby w nieskończoność. Co prawda urzędnik, zgodnie z K.p.a., powinien załatwić sprawę w ciągu 30 dni, a szczególnie skomplikowaną w ciągu 60, ale za przekroczenie (często wielokrotne) tych terminów nie grożą mu żadne sankcje. To korupcja ożywia nieco tego biurokratycznego molocha. Powoływanie kolejnych instytucji i służb z trzema literami w nazwie nic tu nie zmienia. To tak, jakby lekarz leczył złamanie kości maściami i środkami przeciwbólowymi, a nie przez ich zestawianie. (...) Załatwienie przeze mnie pewnej drobnej sprawy w urzędzie, gdzie nie miałem „poparcia", trwało ponad pół roku zamiast obowiązujących 30 dni. Było to powodem skarg, na które na ogół nie otrzymywałem żadnej odpowiedzi. I co mogę zrobić? Nie pójść na kolejne wybory? Przecież nawet jak zagłosuje 10 proc. społeczeństwa, to będą one „ważne". Jeśli nie ma czynnika korupcji i łapówek, to urzędnicy „odbierali" wiadukt nad torami kolejowymi w Broniszach prawie tak długo, jak trwała jego budowa, a kilkusetmetrowy odcinek drogi łączący Ursynów z Mokotowem chyba jeszcze dłużej. To dzięki korupcji i łapówkom ta niewydolna biurokracja jeszcze jakoś funkcjonuje i czasami świadczy coś na zewnątrz, a nie sama dla siebie.
(...) Jestem przekonany, że w dzisiejszej rzeczywistości niemożliwe byłoby zbudowanie Gdyni ani Centralnego Okręgu Przemysłowego w dającym się określić czasie. Tego, że przed II wojną światową Fabrykę Łożysk w Kraśniku zbudowano w ciągu dziewięciu miesięcy, a hutę w Stalowej Woli w nieco ponad rok, słucha się jak opowieści z innej planety. A przecież podstawowym narzędziem była wtedy łopata, a środkiem transportu furmanka. Dziś tzw. uzgodnienia urzędowe trwałyby o wiele dłużej i kosztowały prawie tyle co budowa.
Stanisław Sumera, Warszawa
Do i od redakcji, redakcja@uwazamrze.pl