
Jak zginął generał?
Okoliczności śmierci gen. Władysława Sikorskiego są równie niejasne jak tło katastrofy smoleńskiej z 2010 r.
Śmierć gen. Władysława Sikorskiego od 70 lat pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych kart w polskiej historii. To, co stało się 4 lipca 1943 r. na Gibraltarze, do złudzenia przypomina wydarzenia z kwietnia 2010 r., gdy na lotnisku w Smoleńsku rozbił się samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Katastrofa czy zamach? Wiarygodnej odpowiedzi do dziś nie ma. I w jednym, i w drugim przypadku są za to wzajemnie wykluczające się hipotezy. W przypadku katastrofy smoleńskiej można mieć jeszcze złudzenia, że uda się wyjaśnić jej przyczyny. Ale w odniesieniu do śmierci Sikorskiego będzie to bardzo trudne, a może nawet niemożliwe.
Zatrzymane zegarki
Zacznijmy od faktów, które nie budzą żadnych wątpliwości. Władysław Sikorski znalazł się na Gibraltarze w drodze powrotnej z wizytacji polskiej armii na Bliskim Wschodzie. W pałacu gubernatora Gibraltaru spotkał się z Iwanem Majskim, radzieckim ministrem spraw zagranicznych. Wieczorem 4 lipca ok. godz. 23 generał wsiadł na pokład samolotu B-24 Liberator AL523 w towarzystwie m.in. swojej córki Zofii Leśniowskiej oraz kilku innych osób, by polecieć do Londynu. Samolot wzbił się w powietrze o godz. 23.06. Po kilku sekundach runął do wody i zatonął. Zegarki na przegubach ofiar katastrofy zatrzymały się na godz. 23.06 i 23.07. Tyle twarde fakty. Dalej zaczynają się wątpliwości.
Do dziś nie ustalono, ile osób wsiadło razem z generałem do samolotu. Mimo że maszyna miała tylko 16 miejsc siedzących, spekulowano, że na pokład weszło 20 osób, a według niektórych źródeł 24. Najbardziej prawdopodobna wersja mówi o 17 osobach na pokładzie: sześciu członkach załogi i 11 pasażerach. Skąd wątpliwości? Tuż po katastrofie z wody wydobyto bowiem jedynie 10 ciał – sześciu nie odnaleziono, w tym m.in. Zofii Leśniowskiej, córki generała, i Adama Kułakowskiego, adiutanta Sikorskiego. Wypadek przeżyła jedna osoba: czeski pilot Eduard Prchal.
Ciało naczelnego wodza szybko wyłowiono z morza. Po identyfikacji włożono je do trumny, którą wystawiono na widok publiczny. Kilka dni później, 10 lipca 1943 r., na pokładzie niszczyciela ORP „Orkan" trumna dotarła do Anglii. Generał spoczął na cmentarzu polskich lotników w Newark koło Nottingham. Dopiero w 1993 r. ciało ekshumowano i uroczyście przywieziono do Polski. Premier RP został pochowany w krypcie na Wawelu.
Pierwsze śledztwo w sprawie wypadku prowadzili Brytyjczycy, do których należał samolot, którym latał Sikorski. Ustalili, że przyczyną wypadku było zacięcie się steru wysokości. Wyniki śledztwa utajnili, zasłaniając się tajemnicą państwową. Odtajnienia archiwów odmawiają do dziś – mają to zrobić dopiero w 2043 r. Co znajduje się w tych archiwach? Historycy badający sprawę są zgodni: zeznania świadków, raporty z identyfikacji ciał, zdjęcia ofiar katastrofy. Prawdopodobnie w brytyjskich archiwach tkwią także dokumenty, które przewoziły ofiary. Co zaskakujące, Brytyjczycy twierdzą, że w ich archiwach nic nie ma. W 2002 r. brytyjski ambasador w Warszawie Michael Pakenham oświadczył, że wszystkie znane rządowi brytyjskiemu dokumenty dotyczące gen. Sikorskiego są dostępne w Londynie i nie ma innych źródeł, „które przeczyłyby oficjalnej wersji zdarzeń". Przed badaczami zamknięte są również archiwa radzieckie. Brak dostępu do materiałów źródłowych nie pozwala zatem na jednoznaczne rozstrzygnięcia. Katastrofa, zamach, a może upozorowanie wypadku po wcześniejszym zabiciu Sikorskiego w gubernatorskim pałacu?
Cyprys w samolocie?
Pięć lat temu, przy okazji 65. rocznicy katastrofy, ekshumowano złożone na Wawelu zwłoki Sikorskiego. Badaniami zajęli się specjaliści z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Johna Sehna w Krakowie. Orzekli, że Władysław Sikorski zginął w wyniku katastrofy lotniczej, a do złamań kręgów lędźwiowych doszło w wyniku nagłego skurczu mięśni. Ekspertyza obaliła zatem jedną z rozpatrywanych wcześniej hipotez, że generała najpierw zastrzelono, uduszono lub otruto, a potem w celu ukrycia śladów jego ciało wniesiono na pokład samolotu i upozorowano katastrofę. Badania krakowskich naukowców nie dały odpowiedzi na inne pytanie. Czy to naprawdę był wypadek, czy też zamach? Jeśli zamach, to komu zależało na likwidacji naczelnego wodza? Oprócz wyników badania naukowców z Krakowa istnieje bowiem jeszcze ekspertyza z Zakładu Aerodynamiki Obiektów Ruchomych Politechniki Warszawskiej z 1993 r., która... wykluczyła wypadek. „Być może uwierzyłbym w wersję wypadku komunikacyjnego, gdyby nie jeszcze jedna rana Sikorskiego zidentyfikowana przez lekarzy. Zmiażdżenie prawej kości piętowej. Można uwierzyć w latające po samolocie skrzynki z daglezji (sosna amerykańska), we wbijające się w majtki i koszulę generała drzazgi wiązu i cyprysu. Można, choć to trudne, uwierzyć, że zamiast instynktownie skulić się w fotelu, wyprostował się. Tylko nie w to, że sam zmiażdżył sobie piętę. Podobne uszkodzenie – zmiażdżenie kości pięty prawej nogi – powstać mogło jedynie wskutek uderzenia zadanego z potworną siłą z dołu. A co mogło uderzyć z dołu w nogę człowieka siedzącego w fotelu? Tego obrażenia nie da się logicznie wytłumaczyć. Podobnie jak braku okrzemków na ciele i ubraniu generała, co wskazuje, że nie znalazło się ono w wodzie morskiej ani nie zostało z niej wyłowione" – tak z niedowierzaniem pisał niedawno o tej sprawie Dariusz Baliszewski, który pół życia poświęcił na rozwikłanie zagadki śmierci generała. Zatem jeśli nie wypadek, to zamach. Krąg ewentualnych podejrzanych jest duży. Z jednej strony śmierci Sikorskiego mogli chcieć Rosjanie – wszak znał on niewygodną dla nich prawdę o Katyniu. Z drugiej strony za jego śmiercią mogli stać Brytyjczycy – Churchill prowadził przecież za plecami generała rozmowy ze Stalinem i Rooseveltem. W gronie podejrzanych znaleźli się też Polacy – polityka Sikorskiego nie podobała się w kraju ani emigrantom w Londynie. Historycy wykluczają Niemców. Ich zdaniem w doskonale strzeżonej twierdzy, jaką był Gibraltar, było to po prostu niemożliwe.