Europejska ściema roku
Kiedy Angela Merkel zgadza się przeznaczyć 8 miliardów na pomoc młodym bezrobotnym Europejczykom, w Niemczech na samo zwiększenie zasiłku na dzieci przeznaczy dokładnie taką samą kwotę. To jest symbol równości europejskiej...
Po ostatnim szczycie w Brukseli otrąbiono niebywały sukces: europejski establishment wreszcie dostrzegł gigantyczną katastrofę, jaką jest brak pracy dla ludzi młodych. I łaskawie przesunął wirtualne pieniądza, aby wysupłać 8 miliardów euro na walkę z tym kataklizmem. Co to znaczy realnie? Jeżeli w Europie jest dzisiaj kilkadziesiąt milionów młodych bez szans na stabilną pracę, to elity w Brukseli przeznaczyły dla nich między 160 a 200 euro na łebka. Szansa, że ktokolwiek z nich dostanie tę kasę do ręki, są minimalne, większość pójdzie na doradców, ekspertów, firmy pośrednictwa i przystosowanie, mówiąc krótko – na cały ten wielki biznes, który z pomagania bezrobotnym żyje jak pączuszki w maśle. A przy okazji w Brukseli ani jedno słowo nie padło, jak wydobyć południe Europy z recesji, jak wspomóc przedsiębiorców, aby zamiast upadać zaczęli się podnosić. Jeżeli więc w Grecji, Portugalii czy Hiszpanii nie ruszy produkcja i sprzedaż, to kto owych młodych ludzi zatrudni? Kto da im pracę? Kto o nich zadba? Odpowiedź jest prosta – Angela Merkel.
Wystarczy uważnie przeczytać jej wywiad dla sześciu największych liberalnych gazet w Europie, aby zrozumieć, gdzie tkwią źródła klęski. Pytana o bezrobocie ludzi młodych pani kanclerz z uporem powtarza wszelkie stereotypy, jakie funkcjonują wśród liberalnego establishmentu – nieelastyczne prawo pracy, nieefektywne wykształcenie, brak mobilnego rynku pracy w Europie, niska motywacja do „samodzielnego wysiłku"... Kto więc de facto ponosi winę za katastrofę? „Oni", młodzi i niezaradni, niedostosowani, niechętni, leniwi i w ogóle tak naprawdę kłopotliwi i niepotrzebni. A jednocześnie Merkel przybrała w tym wywiadzie wizerunek „mateczki Europy" – zatroskanej, empatycznej, dobrotliwej paniusi, która każdemu pokrzywdzonemu przychyliłaby nieba.
Dlaczego we własnym kraju Merkel prowadzi zupełnie inną politykę niż ta, jaką narzuciła na południu Europy?
Żaden ze światłych redaktorów nie spytał – dlaczego we własnym kraju Merkel prowadzi zupełnie inną politykę niż ta, jaką narzuciła na południu Europy? Dlaczego we własnej kampanii wyborczej mówi o pomocy, jakiej bogate niemieckie państwo udzieli ludziom młodym, emerytom, budżetówce... ale pod jednym warunkiem: że są obywatelami Niemiec, podczas gdy – jak przyznali analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego – jej decyzje wpędziły Grecję, Portugalię i Hiszpanię na dno recesji i wyrzeczeń? I najważniejsze – dlaczego w Niemczech czy w Austrii bezrobocie ludzi młodych jest statystycznie równie niskie jak w Skandynawii? A odpowiedź jest prosta jak konstrukcja cepa – bo na północy funkcjonuje zupełnie inny model relacji między państwem a rynkiem niż na południu.
Na północy Europy fundamentem jest praca i produkcja, eksport i konsumpcja wewnętrzna, a przede wszystkim stabilna relacja między przemysłem a rynkami finansowymi, między przedsiębiorcami a spekulantami. I tej relacji, jak niepodległości, bronią państwo i banki centralne, elity polityczne i biznesowe. Dzień i noc dbają o zrównoważony rozwój, konkurencyjność gospodarki, ekspansję na rynki zewnętrzne, bo to są od zawsze rudymenty suwerenności narodowej. A przede wszystkim dopieszczają własnych przedsiębiorców, bo to od nich zależy pomyślność gospodarki i miejsca pracy. Przedsiębiorcy dostają finansowe nagrody i ulgi za zatrudnianie ludzi młodych, bo to oni dzięki stabilnym zarobkom decydują o wewnętrznej konsumpcji. A bez niej cała społeczna konstrukcja dobrego państwa runie jak wieże World Trade Center.
Jeżeli ktoś chciałby twardych, materialnych, bezdyskusyjnych dowodów, jaki jest poziom paneuropejskiej empatii niemieckiej elity politycznej, finansowej, biznesowej i kulturalnej, powinien studiować dane makroekonomiczne z rana i z wieczora. To są dwa diametralnie różne światy – tego, co jest dobre dla nas, Niemców, i co jest konieczne i bezwzględnie potrzebne, aby „uratować" południe Europy. „Ratowani" toną szybciej, bo euro stało się w niemieckich rękach walutą śmierci dla nich. Kiedy Angela Merkel zgadza się przeznaczyć 8 mld na pomoc młodym bezrobotnym Europejczykom, w Niemczech na samo zwiększenie zasiłku na dzieci przeznaczy dokładnie taką samą kwotę. To jest symbol równości europejskiej, solidarności i prawdziwej empatii. Bo niemieckie dzieci są po prostu niemieckie.