Feelharmonia
Takie muzyczne przebieranki znane są od dawna. Niektóre pomysły były naturalne, inne intrygujące, jeszcze inne – niepotrzebne.
The Royal Philharmonic Orchestra
The Music of Coldplay
Parlaphone Music Poland
Efekty też bywały różne: lepsze i gorsze, wspaniałe i żałosne. Jazzmani grający Mozarta (Keith Jarrett), afrykańscy muzycy interpretujący Bacha („Lambarena – Bach to Africa"), Vivaldi po celtycku (O'Stravaganza „Fantasy on Vivaldi and the Celtic music of Ireland"), rockmani sięgający po klasykę (transkrypcje holenderskiej grupy The Ekseption i „Obrazki z wystawy" Prokofiewa tria Emerson, Lake & Palmer), fińska „metalliczna" Apocalyptica czy filharmonicy grający... wszystko. Ten ostatni mariaż wzbudzał przeważnie niewiele kontrowersji i często mu przyklaskiwano, bo z jednej strony ożywiał repertuar orkiestr, a z drugiej nobilitował twórczość gwiazd muzyki popularnej, przyciągając na koncertowe sale młodych słuchaczy. Potentatem w tej dziedzinie jest londyńska The Royal Philharmonic Orchestra, od lat z powodzeniem kontynuująca serię „Symphonic Rock". Tym razem przyszła kolej na muzykę grupy Coldplay. Partytury 12 utworów przygotował i rozdał Chris Egan. Od „Trouble" i „Yellow" sprzed 13 lat, po „Every Teardrop Is a Waterfall" i „Paradise" sprzed dwóch. Aranżacjom trudno zarzucić brak feelingu i harmonii, ale moją ulubioną nadal pozostaje płyta z 1985 r. z muzyką Jethro Tull i gościnnym udziałem mistrza rockowej gry na flecie Iana Andersona.