Bomba w samochodzie
Pod pretekstem walki z globalnym ociepleniem dwa wielkie koncerny zdobyły monopol na nowy czynnik chłodzący do klimatyzacji w samochodach. Drogi i niebezpieczny
Według prof. Landisa Gabela, wykładowcy szkoły menedżerów INSEAD pod Paryżem, ochrona środowiska to obecnie bardzo ważna strategia konkurencji rynkowej każdej korporacji. Czołowe firmy świata mają ogromny wpływ na politykę ekologiczną państwa i wykorzystują to do dywersyfikacji produkcji oraz maksymalizacji zysków.
Wykorzystał to także DuPont, gdy zamierzał wprowadzić na rynek substytuty freonów stosowanych w chłodziarkach, zamrażarkach, urządzeniach klimatyzacyjnych, dezodorantach i środkach czystości. W 1974 r. w czasopiśmie „Nature" ukazał się artykuł sugerujący, że freony mogą niszczyć powłokę ozonową. Tekst był czysto teoretyczny i niepoparty żadnymi dowodami naukowymi, ale jego tezę podchwycił dyrektor wykonawczy DuPonta Irvin Shapiro, który ogłosił, że jeśli potwierdzą to rzetelne naukowe dane, firma zaprzestanie produkcji freonów. Jednocześnie DuPont zaczął sponsorować badania nad modelami klimatu. W 1985 r. jeden z naukowców odnalazł dziurę ozonową nad Antarktydą, a prasa zaczęła spekulować, że zanik warstwy ozonowej może się przyczyniać do wzrostu zachorowań na raka skóry.
W 1987 r. 93 państwa podpisały tzw. protokół montrealski, w którym zobowiązały się, że do 1999 r. zredukują produkcję freonów o połowę. DuPont był na to doskonale przygotowany. Aby zachować pozycję innowatora rynku chemicznego, firma rozpoczęła prace nad substytutami freonów, bo spodziewała się krociowych zysków, gdy przymuszeni przez polityków konsumenci zaczną wymieniać urządzenia chłodzące, a producenci pianek czy dezodorantów będą się musieli rozglądać za innymi rozwiązaniami. Firma ogłosiła więc zaprzestanie produkcji freonów. Na rynek wprowadzono substytuty tych związków, a Unia Europejska i Stany Zjednoczone wkrótce zakazały produkcji freonów. Tragikomedia z klimatyzacją to zaledwie powtórka z rozrywki.
Wojna niemiecko-francuska
Od kilkunastu miesięcy nowe modele wielu aut korzystają już z nowego wynalazku. Niemal natychmiast wprowadziły go marki azjatyckie, którym zależy na ogromnie zyskownym rynku europejskim. Liderami są Koreańczycy. Według czasopisma „Auto Świat" we wszystkich modelach firmy Kia stosuje się nową substancję. W ich ślady idzie też Hyundai. Ostrożni są natomiast Japończycy. Subaru zastosował nowy czynnik w swoim sportowym przeboju – BRZ. Mazda eksperymentowała z nim przez pewien czas w CX-5, a Toyota w GT86 i w niektórych wersjach priusa oraz lexusa.
W Europie zdania są podzielone. Nowe chłodziwo mają chevrolety malibu i trax. Francuzi używają go w nowym citroenie C4 picasso. Na kompromis poszedł także Opel, który wyposażył tak mokkę.
Na otwartą wojnę z eurobiurokratami poszedł Mercedes. To właśnie koncern ze Stuttgartu dowiódł toksycznego charakteru nowego zamiennika. Firma wraz z Volkswagenem ogłosiła ponadto, że pracuje nad klimatyzacją chłodzoną dwutlenkiem węgla. Ten gaz ma tę podstawową zaletę, że jest darmowy. Niemniej droga jest sama technologia sprężania gazu.
Opór Niemców wykorzystali Francuzi. Nie dopuścili do sprzedaży na swoim rynku mercedesów typu A, B i CLA, bardzo popularnych w tym kraju. Oczywiście prawdziwym powodem tych decyzji nie jest ekologia, lecz eliminacja konkurencji dla rodzimych marek.
Istnieją także inne triki pozwalające ominąć uciążliwe przepisy. Producenci aut nagminnie homologują nowe samochody jako unowocześnione wersje starych typów, bazujące na wcześniejszych homologacjach. Tak zrobiła Mazda z SUV-em CX-5 jako uterenowioną wersją popularnej „szóstki", Opel z adamem jako mutacją corsy, a Mercedes ze zmodernizowanymi modelami klasy A, B czy nawet S.
Mercedes pierwszy wykonał własne testy zderzeniowe z zastosowaniem nowego preparatu. Okazało się, że w wypadku auta z turbosprężarką ryzyko zapłonu jest bardzo duże. Wystarczy rozszczelnienie klimatyzacji i pożar gotowy. Podobnie w razie zapłonu innego typu. Bezsprzecznie wysokie temperatury są niezwykle groźne dla nowego odczynnika. Dlatego niemieckie firmy nie chcą iść na kompromisy, na których ucierpiałaby reputacja ich produktów. Nie po to dziesiątki lat inwestowały w prestiż i bezpieczeństwo użytkowników, aby ten dorobek zaprzepaścić przez jakieś elementy klimatyzacji.