
Pilot z Gwiaździstej Eskadry
Co łączy eskadrę myśliwską broniącą polskiego nieba w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1920 r. z hollywoodzką baśnią o gigantycznej małpie? Jedno nazwisko, jedna postać: Merian Cooper
W październiku 2007 r. wystartował z Florydy w swą kolejną misję, oznaczoną kodem STS-120, amerykański prom kosmiczny Discovery. Dwaj spośród członków jego załogi, Scott Parazynski i George Zamka, obydwaj mający polskie korzenie, zabrali w tę odległą podróż drobny przedmiot, niepowiązany w żaden sposób z głównymi celami misji. Była to plakietka z godłem
7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki, po zakończeniu misji przekazana przez astronautów do zbiorów Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Tym samym doczekał się niezwykłego uhonorowania jeden z bardziej malowniczych, a na długie lata zapomniany epizod z dziejów polskiego lotnictwa wojskowego, istotny z punktu widzenia jego historii, niedający się przecenić w wymiarze symbolicznym i niezwykle interesujący jako przyczynek do relacji polsko-amerykańskich. A do tego ściśle powiązany z najbardziej dramatyczną, podniesioną do rangi mitu fazą wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.
Jankesi na Kresach
Udział lotników zza oceanu w walkach o kształt wschodniej granicy odrodzonej Rzeczypospolitej miał w sobie coś z heroiczno-awanturniczego ducha, tak bliskiego naszej pamięci narodowej. Po zakończeniu działań wojennych na Zachodzie wielu amerykańskich żołnierzy wchodzących w skład Amerykańskich Sił Ekspedycyjnych pod dowództwem generała Johna Pershinga nie powróciło od razu do swojej ojczyzny. Niektórzy wybrali żywot podróżników, inni zostali niemal pensjonariuszami paryskich kawiarni, jeszcze inni włączyli się w prace misji humanitarnych, spieszących z pomocą mieszkańcom najbardziej zniszczonych przez wojnę obszarów Europy. Do tych ostatnich należeli amerykańscy lotnicy, którzy wypełniali nowe posłannictwo we Lwowie. Oni właśnie stali się orędownikami idei powołania w Polsce jednostki lotniczej, w której służyć mogliby amerykańscy ochotnicy ciągle pozostający we Francji. Droga do realizacji tej idei nie była łatwa, bo ich spontaniczne przedsięwzięcie nie spotkało się początkowo z entuzjazmem ani ze strony sprzymierzonych administracji wojskowych, ani ze strony władz polskich. Jedynie dzięki uporowi i pewnej niesubordynacji generała Tadeusza Rozwadowskiego, wtedy szefa polskiej misji wojskowej w Paryżu, a później jednego z bohaterów Bitwy Warszawskiej, starania te zakończyły się umiarkowanym powodzeniem.
Główny inicjator tych poczynań ze strony amerykańskiej, kapitan Merian Caldwell Cooper, osobiście zaangażował się w werbowanie swoich rodaków przebywających w Paryżu. Pierwszym, którego przekonał – a jak wieść głosi, nie musiał przekonywać długo – był major Cedric Fauntleroy, orędownik sprawy polskiej już wcześniej i najstarszy stopniem wśród ochotników. Wkrótce dołączyli do nich kolejni. Cooper, rozmawiając z nimi, nie ukrywał, że czeka ich prawdziwe wyzwanie: lotnictwo polskie dysponowało raczej przypadkowym parkiem maszynowym, co, mówiąc po cywilnemu, oznaczało, że latać będzie się na tym, co jest i jest sprawne; personel naziemny składa się z Polaków, którzy na ogół nie mówią po angielsku; żołd będzie symboliczny, armia rosyjska ma dość nieeuropejskie podejście do jeńców, a w dodatku trzeba przekonać polskie dowództwo, że jankesi chcą i potrafią walczyć. Mimo tych perspektyw żaden z chętnych nie zrezygnował.
W drugiej połowie 1919 r. Amerykanie dotarli do Polski i zostali skierowani do 7. Eskadry Myśliwskiej, stacjonującej wówczas pod Lwowem. Nie była to jednostka powołana z myślą o nich – obsadzona wcześniej przez polskie załogi, miała już za sobą wiele lotów bojowych w czasie walk polsko-ukraińskich. Amerykanie ją przejęli, i to w podwójnym znaczeniu. Organizacyjnie, bo Fauntleroy został jej dowódcą, Cooper jego zastępcą, a pozostali piloci stanowili trzon grupy bojowej (choć w jednostce nawet w tym okresie jej istnienia służyli i zdobywali sławę również Polacy). Co ważniejsze jednak, to Amerykanie zbudowali jej prestiż i dali początek jednej z tradycji polskiego lotnictwa. Ich polscy poprzednicy uczynili eskadrę jedną z najskuteczniejszych. Amerykańscy ochotnicy stworzyli jej legendę.