Francuzi mają dość
Wywiad z Brunonem Gollnischem, jednym z liderów francuskiego Frontu Narodowego
Co zmieniło się we Francji po manifestacjach w proteście przeciw uchwaleniu prawa zezwalającego na małżeństwo i adopcję dla par homoseksualnych? Jak wpłynęły one na francuskie społeczeństwo lub scenę polityczną?
Jestem przekonany, że konsekwencje tych protestów zobaczymy podczas najbliższych wyborów. Manifestacje niewątpliwie rozbudziły świadomość polityczną wśród uczestników, którzy w większości należeli do tzw. dobrze wychowanej Francji. Ci ludzie do tej pory nie używali manifestacji jako formy oporu. Respektowali prawo i władze państwowe i byli gotowi na ofiary dla państwa, by wyjść z kryzysu finansowego. Teraz to się zmieniło, szczególnie z powodu pogardy, jaką okazał im francuski rząd, odrzucając propozycje rozmowy, a nawet wysłuchania ich racji. Podczas protestów mieli też do czynienia z przemocą i ślepymi represjami ze strony policji, choć muszę zaznaczyć, że policja po prostu wykonywała rozkazy swoich przełożonych. Dzieci i osoby starsze, w tym również parlamentarzyści, zostały przez mundurowych potraktowane gazem łzawiącym, pałką albo aresztowani.
I to tylko dlatego, że nosili koszulki z logo manifestacji.
Mam głęboką nadzieję, że ci pokojowi demonstranci, a przynajmniej większość z nich, są gotowi zaangażować się w politykę własnego kraju, a przynajmniej w przyszłoroczne wybory samorządowe. Mobilizacja ludzi przejawia się w różnych formach. Na przykład w całej Francji organizują się tzw. komitety powitalne, które pojawiają się wszędzie tam, gdzie zjawiają się ministrowie czy nawet prezydent republiki, i „witają" ich hasłami z manifestacji w obronie rodziny. Ludzie we Francji są przekonani, że następnym krokiem rządu będzie zgoda na to, aby pary gejowskie mogły używać „alternatywnych form prokreacji", takich jak np. matki zastępcze. Tak się faktycznie dzieje i socjalistyczny rząd przygotowuje już stosowną ustawę o rodzinie, która będzie przedstawiona w parlamencie jeszcze w tym roku.
Dlaczego akurat sprawa adopcji i małżeństw dla gejów była dla Francuzów kroplą, która przelała czarę goryczy?
To nie była ostatnia kropla, ale silna reakcja przeciwko nielegalnemu prawu, napisanemu w celu zaspokojenia osobistych pragnień aktywistów mniejszości seksualnych przeciwko interesowi ogółu. Ludzie są głęboko przeciwni takiemu prawu, które bezpośrednio zagraża fundamentalnym wartościom i zasadom każdego społeczeństwa: rodzina, prawo naturalne, prawa i status dzieci jako osób od samego poczęcia, a szczególnie podstawowego prawa wszystkich dzieci do posiadania mamy i taty. Małżeństwo samo w sobie nie jest prawem dla każdego. To nie jest droga do nagłośnienia swojej wersji przeżywania miłości albo zdobycia społecznej aprobaty dla swego sposobu życia. To akt założycielski dla rodziny, który w swojej istocie jest kamieniem węgielnym społeczeństwa, pierwszym miejscem, gdzie człowiek się uczy, jak ma się zachowywać wobec innych ludzi, co jest dobre, a co złe, do czego ma prawo, a do czego nie.
Próba wprowadzenia antyrodzinnego prawodawstwa nie jest przypadkiem odosobnionym. W 1984 r. socjalistyczny rząd próbował zdusić prywatne szkolnictwo, które dostarczało również edukacji religijnej. Wtedy zostało to zinterpretowane jako atak na rodzinę i fundamentalne prawo do wolności, a także wyboru, w jaki sposób mamy wychowywać własne dzieci. Zaprotestowały miliony ludzi i rząd wycofał się z tego pomysłu.
Wygląda na to, że rodzina nadal pozostaje silnym punktem odniesienia dla ludzi, być może ostatnim takim punktem w świecie, gdzie wszystko inne zostało już przekształcone w towar. Jestem przekonany, że to jest właśnie przyczyna, dla której tak zwani postępowcy chcą zniszczyć rodzinę: jeśli wszystko jest uważane za równie ważne, ludzie bez wzorców, korzeni, tradycji albo wartości moralnych są gotowi stać się dobrymi, zestandaryzowanymi konsumentami, posłusznymi i „plastycznymi" pracownikami w zglobalizowanym świecie.