Eurozłodzieje
Złodzieje samochodów z podwarszawskiego Wołomina tworzą przestępcze miniprzedsiębiorstwa. Korzystają nawet z unijnych dotacji
Rafał R. (ps. Zając) z Wołomina to jeden z najlepszych polskich złodziei samochodów. Taką cenzurkę wystawiają mu policjanci, którzy wielokrotnie go zatrzymywali.
– To specjalista w kradzieży aut japońskich, który zresztą ma swój warsztat samochodowy. I to ceniony przez klientów – dodaje mundurowy.
Pasją „Zająca" nie było jednak naprawianie samochodów, ale ich kradzieże, a polem jego działania nie tylko Warszawa i okoliczne powiaty, lecz także zachodnia Polska i ościenne państwa – głównie Niemcy.
W ostatnich latach to właśnie tam działał „Zając" wraz ze swoją niewielką grupą. Samochody kradli we Frankfurcie. Złodzieje byli doskonale zorganizowani. – Każdy miał przypisane określone role: jedni jechali do Niemiec i szukali samochodów, drudzy je kradli, inni przewozili je do Polski. Na końcu auta trafiały do specjalnych dziupli, gdzie je legalizowano lub rozbierano na części. Grupa miała odbiorców w okolicy Poznania i Wielkopolski – opisuje oficer stołecznej samochodówki.
Unia daje na warsztat
Rok temu Rafał R. został zatrzymany. Co ciekawe, do Wołomina przyjechali też swoimi radiowozami policjanci z Niemiec. „Zając" trafił do aresztu. Kilka tygodni temu do sądu trafił akt oskarżenia w jego sprawie. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga oskarża 10-osobową grupę z Wołomina o kradzież od jesieni 2011 r. do lipca 2012 r. co najmniej 54 samochodów. Policjanci szacują jednak, że liczba ta może być znacznie większa. Mówią nawet o 150 pojazdach.
Dotychczas „Zając" uchodził za mistrza unikania wymiaru sprawiedliwości. Już pod koniec lat 90. wydano za nim pierwsze listy gończe. Kilka lat później Rafał R. i jego kompani z Wołomina wdali się w bójkę na dyskotece w Mrągowie. Policja zatrzymała kilku napastników. Gdy „Zając" był przewożony przez mundurowych na przesłuchanie, wykorzystał ich nieuwagę i uciekł w kajdankach. W czerwcu 2006 r. kradzionym volkswagenem w czasie kolejnej ucieczki staranował radiowóz.
We wrześniu 2006 r. powinęła mu się jednak noga. Był już wówczas ścigany trzema listami gończymi. W czasie pościgu policyjnego ulicami Warszawy funkcjonariusze, aby go zatrzymać, użyli broni. Na wolność wyszedł po kilku miesiącach.
Po kolejnym jego zatrzymaniu doszło do kuriozalnej sytuacji. „Zając" wpadł w dziupli samochodowej obserwowanej przez policję, gdy chciał odebrać z niej skradzione mitsubishi lancer. Usłyszał zarzuty kradzieży samochodu i paserstwa. Właściciel dziupli przyznał, że wcześniej Rafał R. wstawił na jego posesję cztery pojazdy. Wydawało się, że nie będzie problemu z jego aresztowaniem, o co wnioskowała policja. Przeciwko niemu trwało już sześć innych śledztw, w tym dwa dotyczące udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Sąd w Wołominie uznał, że dowody zebrane przez funkcjonariuszy są bardzo mocne i wskazują na popełnienie przestępstwa przez złodzieja, i puścił go wolno. – Sąd uznał, że nie ma potrzeby zastosowania żadnego środka zapobiegawczego. W uzasadnieniu dodał, że Rafał R. dostał dofinansowanie z Unii Europejskiej i prowadził działalność gospodarczą – otworzył warsztat, w którym naprawiane są japońskie auta – tłumaczył policjant.
Rodzinne firmy
W tej chwili w stołecznych policyjnych bazach znajduje się około 1000 nazwisk złodziei aut. To głównie przestępcy związani z gangami wołomińskimi, praskimi i otwockimi. Niektórzy są bardzo sprawni, samochód potrafią ukraść w ciągu kilkunastu sekund.
Współcześni złodzieje samochodów mają nie tylko łamaki do zamków, ale także laptopy. Dzięki urządzeniom elektronicznym są w stanie zagłuszyć sygnał z centralnego zamka nawet w promieniu 50 metrów oraz błyskawicznie złamać kod immobilizera. Specjalne moduły „rozbrajające" elektronikę samochodów każdy może kupić przez internet na stronie rumuńskich sklepów.
– Grupy te to niekiedy całe rodziny, które żyją z kradzieży samochodów. Są tacy, którzy specjalizują się w odpowiednich markach samochodów i kradną tylko np. pojazdy francuskie albo japońskie. Mechanicy rozbierają skradziony samochód w 45 minut – opowiada policjant.