Kompradorzy
Rubryka wojownika. Elity polityczne III RP od jej narodzin przy Okrągłym Stole działają na rzecz obcych centrów gospodarczych, pomagając im w eksploatacji własnego kraju
Kompradorami nazywano pierwotnie kupców tubylczych w krajach podlegających ukrytej lub jawnej kolonizacji, którzy pośredniczyli w handlu z metropoliami, a faktycznie pełnili funkcję ich agentów handlowych. W naukach społecznych przyjęła się nazwa „burżuazja kompradorska" na określenie tubylczej burżuazji handlowej, która pośredniczyła w eksploatacji gospodarczej kolonii przez metropolie. Współcześnie nazywa się tak rodzime grupy i środowiska, które działają na rzecz obcych centrów gospodarczych, pomagając im w eksploatacji własnego kraju. I taką właśnie rolę odgrywają elity polityczne III RP od jej narodzin przy Okrągłym Stole.
Stricte kompradorski charakter miała już szokowa transformacja ustrojowa przełomu lat 80. i 90., czyli realizacja tzw. planu Balcerowicza. Nigdy nie było żadnego planu Balcerowicza. Był za to plan światowego spekulanta finansowego George'a Sorosa, zaaprobowany wiosną 1989 r. przez komunistyczny rząd Mieczysława Rakowskiego i tzw. ekspertów „Solidarności". Plan zakładał szokową transformację z równoczesnym przekazaniem polskiego przemysłu w zamian za długi w ręce zagranicznych wierzycieli. Ostateczną wersję planu napisał na zlecenie Sorosa Jeffrey Sachs po klęsce wyborczej komunistów w czerwcu 1989 r. „Pracowaliśmy całą noc do świtu – wspomina Sachs – a w końcu wydrukowaliśmy piętnastostronicowy tekst, w którym przedstawiliśmy zasadnicze koncepcje i planowany chronologiczny porządek reform". Realizacja planu Sorosa-Sachsa z początkiem lat 90. otworzyła drogę do głębokiej penetracji gospodarki Polski. Umożliwiła spekulacyjne wysysanie zasobów finansowych banków dzięki stałemu kursowi dolara w warunkach hiperinflacji korekcyjnej (m.in. tzw. afera FOZZ). Doprowadziła do celowego zadłużenia i upadku przedsiębiorstw państwowych dzięki skokowemu podniesieniu oprocentowania kredytów z 7 proc. w 1989 r. do ponad 80 proc. w 1990, a odsetek od zaległości do 212 proc. średniorocznie. Otworzyła też drogę do przekształcenia procesu prywatyzacji w wyprzedaż nowoczesnych i rentownych enklaw polskiego przemysłu.
W wyniku kompradorskiej polityki gospodarczej polskich rządów utraciliśmy co najmniej 2–3 mln miejsc pracy
Kompradorska polityka gospodarcza dotyczyła (choć z różnym nasileniem) wszystkich kolejnych rządów III RP. Kompradorska prywatyzacja przemysłu i bankowości doprowadziła do stałego transferu za granicę części naszego dochodu narodowego poprzez wywóz zysków, dywidend i dochodów z tytułu własności. Obrazuje to różnica pomiędzy polskim produktem krajowym brutto a dochodem narodowym netto w postaci tzw. dochodu z zagranicy. Jest to bilans transferów finansowych z tytułu własności narodowej do i z Polski. Stale wykazuje on deficyt w wysokości ponad 40 mld zł rocznie. W 2010 r. deficyt tych transferów wyniósł 47 mld zł. Roczniki statystyczne GUS nie podają niestety stron bilansu. Poza tym to tylko wynik oficjalnych transferów finansowych. Do rejestrowanego wywozu zysków, dywidend i dochodów z tytułu obcej własności trzeba by jeszcze doliczyć wywóz ukryty w cenach produktów i usług transferowanych między zagranicznymi firmami matkami a krajowymi firmami córkami.
Wszakże najbardziej syntetycznym wskaźnikiem kompradorskiej polityki elit politycznych III RP jest stały deficyt bilansu handlu zagranicznego. Jak oszacował Mieczysław Kabaj, łączny skumulowany deficyt w latach 1990–2005 sięgnął 166 mld USD. Napływ inwestycji zagranicznych wyniósł 66 mld USD, przy czym bezpośrednie inwestycje kapitałowe stanowiły w tym tylko 25 proc. Zdaniem Mieczysława Kabaja deficyt w wysokości 10 mld USD oznacza utratę 200–300 tys. miejsc pracy. A zatem w wyniku kompradorskiej polityki gospodarczej utraciliśmy co najmniej 2–3 mln miejsc pracy.
Polskie elity polityczne są więc istotnie kompradorskie i jest to ich najgroźniejsza cecha. Przyczyny tego stanu rzeczy leżą zasadniczo w doborze elit w latach 1989–1991 w ramach transformacji ustrojowej. Ich pierwotnej selekcji dokonały bowiem komunistyczne służby specjalne na potrzeby tzw. porozumień Okrągłego Stołu. Szczególnie groźne było prawdopodobne rozparcelowanie tych służb, a więc i agentur wpływu ulokowanych w elitach politycznych, przez USA, Rosję i Niemcy. Jak przyznał Zbigniew Siemiątkowski, były szef Agencji Wywiadu, rozmowy o warunkach transformacji rozpoczęły się na poziomie wywiadów PRL i USA jeszcze w 1988 r.