
MEN w krainie baśni
Od września przedszkola niby będą tańsze. Ale dzieci o wiele mniej się w nich nauczą
Minister edukacji przedstawia nową ustawę przedszkolną niczym dobrą nowinę dla rodziców i dzieci. Tymczasem w tańszych placówkach raczej nie ma szans na dodatkowe zajęcia dla dzieci – naukę języków obcych, rytmikę czy sporty walki. A przy okazji wielu nauczycielom przedsiębiorcom w oczy zagląda widmo bankructwa. – Jedną ustawą niszczy się dorobek 10 lat naszej ciężkiej pracy – mówi Agnieszka Horyza, właścicielka szkoły językowej i twórczyni metody „Kraina baśni", według której w kilkudziesięciu przedszkolach najmłodsi uczą się języka angielskiego.
Więcej wydam na paliwo
Pan Jacek z Poznania ma dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Oboje chodzili na zajęcia dodatkowe z języka angielskiego. – Miesięcznie trzeba było zapłacić dodatkowo kilkadziesiąt złotych, ale ten wydatek bardzo się opłacał. Dzieci wracały zadowolone do domu i robiły wyraźne postępy w angielskim. Bardzo się cieszyły, że po wakacjach znów będą się uczyć. Tymczasem okazuje się, że rząd postanowił wprowadzić idiotyczne zmiany – denerwuje się pan Jacek. Wylicza, że likwidacja zajęć dodatkowych w istocie oznacza większe wydatki dla budżetu domowego. Opłata za prywatną naukę języka z pewnością będzie wyższa, a poza tym dzieci trzeba będzie dowozić na zajęcia w innym miejscu. – Mam wrażenie, że samo paliwo może nas kosztować o wiele więcej niż dotychczasowa opłata za dodatkowe godziny w przedszkolu. Nie mówiąc już o tym, że oboje z żoną pracujemy i jesteśmy bardzo zajęci. Teraz głowimy się, w jaki sposób zapewnić dzieciom kontynuację nauki angielskiego – przyznaje pan Jacek.
Te wątpliwości podziela też mieszkająca w Szczecinie pani Monika, której córka chodzi do jednego z miejskich przedszkoli. – Tylko pozornie sytuacja rodziców i dzieci od września się poprawi. Jeśli z placówek znikną nauczyciele rytmiki albo języka, to dzieci bardzo na tym stracą. Bo nie wierzę, żeby przedszkola było stać na samodzielne uzupełnienie tej luki – ocenia pani Monika. Ministerstwo Edukacji Narodowej przekonuje, że pieniędzy na dodatkowe godziny powinno starczyć z dotacji budżetowej dla samorządów. To one miałyby teraz płacić za angielski czy rytmikę dla przedszkolaków. Ale resort stawia warunek: zajęcia mają być dostępne dla wszystkich dzieci. – Taki jest dzisiaj trend w ministerstwie, które ma swoistą obsesję na punkcie równych szans i likwidacji rzekomego wykluczenia niektórych maluchów. Ale to tylko pozór, bo na przykład w naszej placówce w zajęciach z angielskiego brały udział nawet dzieci, których rodzice nie zapłacili – mówi nauczycielka pracująca w jednym z poznańskich przedszkoli.
Baśń autorska
Agnieszka Horyza od 2003 r. rozwija autorską metodę nauczania języka angielskiego dla dzieci w wieku od dwóch do ośmiu lat. Swoją szkołę językową budowała od zera, wykorzystując wiedzę i umiejętności zdobyte podczas studiów na poznańskim Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, a także osobiste doświadczenia. Step by step, jak mawiają Anglicy. Jako wolontariuszka Horyza odbyła bowiem staż w amerykańskich przedszkolach, gdzie podglądała metody, za pomocą których przygotowuje się dzieci do nauki czytania i pisania. – W tamtych latach na takie staże jeździło z Polski niewiele osób. Postanowiłam, że po powrocie zajmę się tworzeniem własnej metody nauczania angielskiego. W taki sposób powstała „Kraina baśni", dzięki której maluchy uczą się języka obcego w przyjaznym środowisku, w świecie lubianych przez nie bajek i baśni – wyjaśnia Agnieszka Horyza. W Poznaniu założyła własną szkołę językową, która dzisiaj daje pracę kilkudziesięciu osobom. Skuteczną i lubianą przez dzieci metodą Horyzy w kilku regionach kraju pracuje na zasadzie licencyjnej ponad 20 innych niewielkich firm, a dodatkowo posługuje się nią 70 współpracujących lektorów. Pani Agnieszka uważa, że nowa ustawa o przedszkolach może poważnie zagrozić funkcjonowaniu tych kilkudziesięciu drobnych przedsiębiorców. – Dziwne, że chce się doprowadzić do upadku coś, co od wielu lat dobrze funkcjonuje. Ci ludzie nie tylko świetnie wykonują swoją pracę, ale przede wszystkim zapewniają rozwój edukacyjny dzieci. A wszystko za umiarkowaną cenę niespełna 30 złotych miesięcznie, bo tyle rodzice płacą za dodatkowe zajęcia – dodaje Horyza.