Wyssane z prasy
"Flesz" zdradza swoim czytelnikom tegoroczne czarne konie w wyścigu o Monidło – nagrodę dla najlepszego niezawodowego aktora przyznawaną w ramach festiwalu Jana Himilsbacha.
Okazuje się, że do wyścigu staną godne (siebie) przeciwniczki – znana z serialu „Blondynka" Julia Pietrucha i Katarzyna Cichopek. Nie wiemy, komu kibicować. Wiemy za to, jak skomentowałby to sam Himilsbach, który na pytanie, dlaczego bardziej ceni swój zawód kamieniarza od działalności artystycznej, odpowiedział, że płytą z marmuru trudniej się podetrzeć.
Z okładki „Vivy!" ciężarna Anna Mucha ogłasza: „Mój brzuch, moja sprawa", i zapowiada, że nie zamierza podawać do publicznej wiadomości płci dziecka. W wojnie na dyskrecję rywalizuje z nią Justyna Steczkowska, która ponoć zdecydowała się na poród domowy, ponieważ, jak mówi informator „Flesza" – prywatność jest dla niej rzeczą świętą. Największe brawa należą się jednak Robertowi Janowskiemu, który tak bardzo chce chronić swoje życie osobiste, że zmylił trop tabloidów fałszywym weselem. Jak pisze „Życie na Gorąco", plotka była zasłoną dymną dla prawdziwego ślubu, który odbędzie się w Kazimierzu Dolnym.
Na koniec znów „ŻnG" i Jacek Stachursky, który powrócił po długiej nieobecności w mediach ze zmienionym image'em. Idol sceny dance, który przez lata pozostawał wierny skórzanym marynarkom, pojawił się w telewizji śniadaniowej z dreadami, we fryzurze określanej przez klasyka jako „krótko z przodu, długo z tyłu". Skąd ten jamajski akcent? Czyżby typ niepokorny przerzucił się na bardziej alternatywną muzykę? Cóż, posunięcie artystyczne dyskusyjne, ale niezły chwyt marketingowy: wymagania wokalne minimalne, za to publiczność znacznie bardziej wyluzowana. —ns