Kłamstwo emerytalne
Fałszywy wybór między OFE a ZUS. Kiedy władza naprawdę pozwoli nam decydować o naszych pieniądzach?
Większość świadomych osób zapewne pozostanie w OFE. W przeciwieństwie do ZUS dają one bowiem możliwość dziedziczenia składek emerytalnych w wypadku śmierci ubezpieczonego. Na całej zabawie zarobią też media, w których OFE będą się starały przekonać ubezpieczonych do złożenia deklaracji pozostania w ich strukturze. – Donald Tusk na własnej skórze poznał siłę pieniędzy OFE. Jeszcze kilka miesięcy temu likwidacja OFE wydawała się przesądzona – komentuje Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Jego zdaniem to, że Polacy dostali wybór, dobrze wróży. – Skoro władza dała nam jakiś wybór, to może w przyszłości pozwoli nam samym decydować o naszych pieniądzach? – zastanawia się Sadowski.
Pozostawienie kadłubowych OFE (planowane przejęcie połowy aktywów i ograniczenie w 2011 r. składki wpływającej do funduszy o 5 punktów procentowych – do 2,3 proc.) sprawia, że filar ów ma mikroskopijny wpływ na przyszłe emerytury. Prawo do zarządzania pozostałymi 150 mld zł (50 mld USD!) ma jednak swoją wartość. To kilkaset intratnych posad – dla finansistów i byłych polityków (oraz twórców reformy emerytalnej, takich jak Ewa Lewicka-Banaszak czy prof. Marek Góra). OFE prowadzą podobną politykę inwestycyjną i mają podobne wyniki, bo działają w ramach monopolu. Z automatu otrzymują część składki i nie muszą o nią zabiegać na rynku. Część zgodnie z prawem od razu była przeznaczana na zakup długu państwa, a pozostałe środki na zakup akcji spółek notowanych na warszawskim parkiecie. – To bardzo przyjemny biznes, więc trudno się dziwić, że OFE bronią miliardów, którymi obracają i od których pobierają sowite wynagrodzenie za zarządzanie.
Jak Sąd Najwyższy znacjonalizował OFE
Swoimi ostatnimi wypowiedziami Tusk (któremu zgodnie przytakuje cała klasa polityczna) podtrzymuje iluzję, że dzisiejsze 30-, 40-latki otrzymają emeryturę. Prawda jest inna. Otrzymają zasiłki, których wartość nabywcza będzie odpowiadać średnio dzisiejszym 700–800 zł. Profesor Marek Góra, jeden z twórców reformy z 1999 r., otwarcie mówi, że wiek emerytalny dla obecnego pokolenia będzie systematycznie podwyższany, aż do 75 lat. Złośliwi dodają, że nawet wówczas potrzebna będzie pisemna zgoda obojga rodziców, aby rozpocząć pobieranie emerytury.
Nacjonalizacja środków w OFE dokonała się już kilka lat temu, gdy Sąd Najwyższy orzekł, że nie jesteśmy ich właścicielami
„Co się stanie, gdy za kilkadziesiąt lat zabraknie pieniędzy na emerytury? Państwo znacjonalizuje nasze składki w imię dobra publicznego" – pisałem w 2004 r. na łamach liberalnego (wówczas) i wolnorynkowego „Wprost". Pisałem, że nieuchronne jest podwyższenie wieku emerytalnego, co wcale nie rozwiąże problemu, ale jedynie przesunie katastrofę w czasie. Przewidywałem, że pierwsze załamanie systemu nastąpi w 2012 r. Na razie scenariusz się sprawdza.
Okazuje się, że przejęcie aktywów OFE przez państwo bynajmniej nie jest nacjonalizacją. 13 czerwca 2008 r. Sąd Najwyższy, rozpatrując kasację w sprawie, w której dziennikarz Adam Mielczarek domagał się uznania jego prawa do niepłacenia składek OFE, wydał brzemienny w skutki wyrok. „Składka odprowadzana do OFE jest częścią składki na ubezpieczenie emerytalne, potrącanej i przekazywanej do ZUS" – orzekł SN. Według tego wyroku składka na II filar ma charakter publicznoprawnej daniny i jest gwarantowana przez państwo. „W praktyce będzie dochodzić do sytuacji, kiedy pewne osoby będą żyły dłużej niż środki zgromadzone na ich kontach, przewidywane na określoną długość życia; w takim przypadku oczywiście ich świadczenia będą musiały być finansowane ze składek innych osób. W tej sytuacji należy uznać, że ta składka nie jest prywatną własnością ubezpieczonego" – uzasadniał SN.
I to ten wyrok, który przeszedł bez większego echa, był faktyczną nacjonalizacją środków zgromadzonych w OFE, a Donald Tusk jedynie z niego korzysta, ogłaszając alokację środków w ramach „systemu emerytalnego". Od czasu tego wyroku wiemy już, że nie jesteśmy właścicielami pieniędzy gromadzonych w OFE. Jest to część abstrakcyjnego „systemu emerytalnego", czyli bliżej nieokreślonego worka, z którego politycy będą wypłacać pieniądze uprawnionym do pobierania świadczeń.