Ważna jest interpretacja
Najsłynniejszy w Polsce kolekcjoner zegarków z górnej półki, a zarazem minister w rządzie Tuska – Sławomir Nowak – postanowił uszczęśliwić Polaków kolejnym zwiększeniem biurokracji.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej z 7 sierpnia 2013 r. z dniem 4 września br. zmianie uległ wzór wniosku na pozwolenie na budowę i rozbiórkę. Dotąd zajmował on dwie strony, a po „ulepszeniu" zajmuje „tylko" sześć stron. Oczywiście to wszystko po to, by ludziom żyło się dobrze, a ojczyzna rosła w siłę...
Zaprojektowanie samego obiektu to bułka z masłem. Wyzwaniem jest zdobycie wszystkich „niezbędnych" uzgodnień, których uzyskanie w niektórych przypadkach może się ciągnąć latami. Najdłuższy znany mi przypadek wynosi... sześć lat. W tym czasie obiekt mógłby już stać, jego właściciel zarabiać, a ludzie mogliby mieć pracę. Jednak było to niemożliwe, bo wciąż brakowało jakiegoś papierka.
Biurokracja związana z uzyskaniem pozwolenia na budowę jest zatrważająca. Jednak nie ona jest najgorsza. Zaświadczenia, odpisy czy uzgodnienia można zdobyć, jeśli ma się odpowiednią ilość czasu i wytrwałości. Najgorsza jest niejednoznaczność przepisów, która powoduje, że w praktyce dokumentację powinno się przygotowywać nie tylko pod konkretne starostwo, ale wręcz pod konkretnego inspektora sprawdzającego projekt.
To, co jeden przepuści bez żadnego problemu, u drugiego może być problemem nie do przejścia. Najgorsze, że i pierwszy, i drugi mają rację.
Bo nieważne, jakie są przepisy. Ważne, jak się je interpretuje...