Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o... ekologię, a ściślej mówiąc, o łupki i możliwość ich wydobywania w Polsce i Europie. Projekt dyrektywy dotyczącej gazu łupkowego w agendzie planowanego na środę głosowania pojawił się w ostatniej chwili i wzbudził wiele emocji. Zastrzeżenia ze strony naszych europosłów, ale także firm zajmujących się poszukiwaniem i wydobyciem gazu budzą zapisy, według których ocenie i głębokiej analizie wpływu na środowisko mają podlegać wszystkie etapy inwestycji, nawet te najwcześniejsze, które mają zaledwie potwierdzić istnienie złóż gazu na danym obszarze lub mu zaprzeczyć. Zdaniem polskich eurodeputowanych takie procedury mogą skutecznie spowolnić, a nawet zatrzymać wydobycie tego surowca i zniechęcić inwestorów do współpracy. To zdanie podzielają także eksperci z Międzynarodowego Stowarzyszenia Producentów Ropy i Gazu Ziemnego (OGP). – Projekt osłabi wysiłki Unii, by pobudzić wzrost, tworzyć nowe miejsca pracy i wzmocnić bezpieczeństwo dostaw energii oraz walkę z emisjami CO2 – tłumaczy dyrektor ds. europejskich w OGP Roland Festor, w informacji przesłanej do PAP.

Innego zdania są jednak bardzo wpływowi w Parlamencie Europejskim ekolodzy. W ubiegły czwartek Zieloni zorganizowali konferencję prasową, na której przekonywali, że metody wydobycia gazu, oparte na wtłaczaniu pod ciśnieniem w złoże skalne cieczy zawierającej w składzie wodę i substancje chemiczne, tzw. fracking, to bardzo niebezpieczna metoda mogąca prowadzić do skażenia wody pitnej.

Prace nad nowymi regulacjami dotyczącymi wydobywania gazu łupkowego trwają równocześnie w Komisji Europejskiej. Ta jeszcze przed końcem roku może zaproponować nowe przepisy związane z bezpieczeństwem ekologicznym takich inwestycji. Obecnie odbywają się analizy i konsultacje społeczne w tej sprawie.    —sb