Współczesna sztuka jest zapatrzona w siebie
Z Mariuszem Liblem, współtwórcą grupy artystycznej Twożywo rozmawia Rafał Otoka-Frąckiewicz
Jesteśmy świadkami końca kultury, sztuki?
Kultura i sztuka w podręcznikowym, klasycznym rozumieniu skończyła się wtedy, gdy przestała odgrywać prekursorską rolę cywilizacyjną. Kiedy artyści przestali dostarczać treści ważnych dla ogółu.
Duchamp i jego pisuar?
Duchamp „Fontanną" sprzeciwiał się absurdom marszandyzmu w sztuce. Mam na myśli rzeczy związane raczej z tworzeniem prądów, które kiedyś wszyscy omawialiśmy podczas lekcji języka polskiego. Romantyzm, Młoda Polska itd. Przecież wiele tego, co wypływało z kultury, miało wpływ na historię. Zmian nie inspirowali sklepikarze, księża czy inne stany, tylko ludzie kultury.
Powstawało to w dużej części na zamówienie Kościoła.
Oświecenie nie powstało na zamówienie Kościoła, wynikało z renesansu. A renesans z kolei to skutek wyczerpania się doktryny średniowiecznej. Postanowiono więc sięgnąć głębiej, dalej – do źródeł greckich. Okazało się to zresztą koniem trojańskim, bo wraz z Grecją dostaliśmy humanizm, który zaowocował tym wszystkim, co możemy podziwiać teraz.
Na przykład ludobójstwem.
Zdarzyły się i takie wypadki, ale miałem raczej na myśli człowieka zakochanego w sobie bez pamięci. A przecież były czasy, w których ludzie kultury tworzyli wartość, która była istotna dla innych.
Bo była użytkowa.
Użytkowa, ale również głęboka i taka, która pozwalała w coś się wczuć i czemuś poświęcić. Na przykład pewnej idei.
Wzruszenie wynikające z kontaktu z dziełem sztuki jest wartością użytkową. Filozofia jest użytkowa. Idee są użytkowe.
Ale kiedyś nie były. Sztuka miała wielkie altruistyczne momenty. Jeszcze 100 lat temu filozofia nie była pisana na potrzeby think tanków, mediów czy sił politycznych. Teraz kultura i sztuka, pełniąc rolę użytkową, stają się instrumentami wsparcia dla dużych procesów transformacyjnych, którym podlega nasza cywilizacja. Kultura traci przez to znaczenie, nie pełni już roli przewodnika. Idzie gdzieś tam z tyłu w peletonie, jest echem. I ulega wtórności. Przemiela zastaną rzeczywistość na wszystkie możliwe sposoby, zamiast tworzyć nową.
Chyba jednak nie na wszystkie. Wieszanie genitaliów na krzyżu jest czymś bardzo odkrywczym i robi wielkie wrażenie na znawcach współczesnej kultury, ale analogicznych treści uderzających w mit homoseksualizmu już nie uświadczysz.
Rozumiem, że twoim zadaniem jest pewien rodzaj prowokacji, ale w tamtej sytuacji, którą wspominasz, zresztą już dość leciwej, chodziło o to, żeby bronić wolności wypowiedzi, nie jakości pracy.
Kwestia karania tej dziewczyny była absurdem. Ale jeszcze większym absurdem było, kiedy różne mądre głowy zaczęły bronić estetyki tej pracy. Nic dziwnego, że twierdzisz, iż sztuka zdechła.
Nic takiego nie powiedziałem. Nigdy w historii tej planety nie było tylu artystów naraz stąpających po tej ziemi. Ilościowo sztuki jest bardzo, bardzo dużo. W każdym razie wszystkiego, co mieni się być sztuką.
Mówmy o jakości, a nie o ilości.
Jakość wynika z tego, czy coś jest odkrywcze czy wtórne. Według mnie sztuka dała się zdegradować do tylnego rzędu i tu właśnie leży największa jej słabość. Pozwoliła się zagrabić i omamić „izmom". Ostatnim głosem w tym temacie byli sytuacjoniści, którzy bardzo uważali na to, by nie dać się komukolwiek użyć jako tuby propagandowej. Głęboki kryzys ekonomiczny mógłby mieć jeden pozytywny aspekt dla tej dziedziny. Dać impuls do wyklarowania sytuacji, pozostawić tylko tych, którzy chcą tworzyć sztukę, a nie osiągać inne cele.
Są jeszcze tacy, którzy potrafią żyć bez dotacji i zleceń od polityków?
Przez pierwszych osiem lat pracy Twożywa robiliśmy to dla czystej frajdy. Jednak kiedy kończysz studia, trzeba skądś w tym cudownym systemie znaleźć sobie źródło podtrzymywania procesów życiowych.
Wtedy jesteś skazany na współpracę z systemem.